Zakończył się właśnie 9 Festiwal Tofifest. W zeszłym roku otrzymałem na nim nagrodę – Flisaka. To taka fajna figurka, ciężka, solidna jakby narzędzie do zabijania włamywaczy. W wielu filmach takie figurki służą jako narzędzie zbrodni. Dostałem ją za coś, nie do końca wiem za co, bo to uzasadnienie ulega częstym zmianom. Ogólnie jednak można powiedzieć, że za sianie fermentu w lokalnych strukturach filmowych. W tym roku leciały na festiwalu dwa moje filmy, za które też otrzymałem nagrodę. Taką najważniejszą, jaką można sobie wymarzyć. Otóż na bankiecie kończącym Festiwal podeszła do mnie nieznajoma dziewczyna, studentka ze szkoły filmowej. Jakiej? Nie wiem. Jak się nazywała? Nie wiem. Jak wyglądała? Nie pamiętam. Była w czarnej kreacji, jak to bywa na bankietach. I to dziewczę zaczepiło mnie między kuflem piwa a pisuarem, gdzieś na korytarzu, aby oznajmić mi, że – UWAGA, UWAGA! Jest fanką moich filmów. Mam pierwszą fankę. Do tej pory to komplementy słyszałem od znajomych albo takich, co to mieli w tym interes. A tu nagle zjawia się osoba obca mi i piszczy prawie tak jak na widok Dody. Tylko nie wiem, dlaczego nie chciała autografu, bo to przecież podobno jest obowiązek wśród fanów. Speszyła mnie okrutnie tym swoim wyznaniem, że aż musiałem się ratować ucieczką na z góry zaplanowaną pozycję, czyli pisuar. I tak sobie sikając pomyślałem, że trzeba uczcić ten dzień w jakiś piękny sposób. Przyszło mi do głowy, że może zadedykuję mój następny film – Pierwszej Nieznajomej Fance. Oczywiście jak Krystian się zgodzi, bo przecież jest współreżyserem „Panoptikonu”. A jak się nie zgodzi, to zadedykuję jej tylko moją połowę filmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz