O takim okresie, z jakim mam ostatnio
do czynienia Boy pisał: „życie w człowieku zamiera, że w żyłach zamiast krwi
sączy się z wolna jakaś lepka maź, mózg zamienia się w miękką ciastowatą masę,
duszę zaś wypełnia obmierzła zgryźliwość”. Człek po tylekroć słyszy, że „po
świętach”, ,,po Nowym Roku”, iż sam przyjmuję pozycję wyczekującego na miedzy
zająca. Czekam na kolejny rok - 2013. A mijający kończę podsumowaniem. Wystawili
mnie niczym klacz na aukcji w Janowcu Podlaskim. Filmowe wydarzenie roku, kulturalne
wydarzenie, osobowość roku i tylko nie wiadomo, dlaczego nie startuję w plebiscycie
na najlepszego sportowca. A myślę, że miałbym tam największe szanse, gdyż internauci
bywają przekorni, o czym dowodzi chociażby wygrana Kim Jong Una na człowieka
roku magazynu Time. Internauci wybrali go spontanicznie i dopiero cwane jury
musiało zamienić zwycięzcę, na Baraca. Takie to bywają osądy anonimowych. Gorzej
jest, gdy trzeba wydać na głosowanie 1.22 + VAT. Nawet rodzony syn oznajmił mi,
że na starego zagłosuje jak mu doładuję telefon za 30 złociszy. To się chyba
raczej nie opłaca i nie podreperujemy finansów lokalnych gazet. Całe szczęście,
że plebiscytoróbcy nie urządzają swoich rankingów na wzór wyborów miss. Musiałbym
wtedy wypowiadać się publicznie o mojej miłości do zwierząt, swoją przyszłość
wiązać z ratowaniem afrykańskich dzieci i wielorybów oraz biegać w bikini po
scenie. Chociaż chociaż w jednym z plebiscytów konkuruję z jakąś misską. Drugą
wicemiss Polski. I na dodatek wygrywam z nią. Dziwne. Przecież mam krzywe nogi
jak cholera i cycków mi brak, a wychodzi, że jestem co najmniej pierwszą
wicemiss Polski. Z tych wszystkich plebiscytów, to jednak najważniejszy jest
dla mnie ten życzeniowy. To postanowienie
noworoczne. Spośród licznych nałogów i wad, jakie mnie opętały w mijającym roku,
musiałem wybrać losowo jedną pozycję i obiecać sobie, że w przyszłym to nie, nie
ani razu. Pozbywam się diabła. Traf chciał, że wypadło na glutaminian sodu.
Także w nowym 2013 roku chińskich zupek nie będę już jadł. Precz z nałogami i
szczęśliwego Nowego Roku!
niedziela, 30 grudnia 2012
czwartek, 6 grudnia 2012
Niby to nekrolog
Taki to sobie trochę smutny a trochę nie, prawie nekrolog. Smutny,
bo człowiek odszedł, ale już mniej, bo miał 104 lata. Sławę, pieniądze i
kobiety chyba też. Z jedną przeżył 76 lat, a gdy owdowiał, ożenił się po raz
drugi w wieku 99 lat. Ciekawe życie miał ten Pan i osiągnął nieśmiertelność
wchodząc na karty historii jako jeden z najwybitniejszych architektów świata.
Oscar Nemeyer. Zaprojektował wiele znaczących budowli na całym niemalże
świecie. I jako jeden z nielicznych w dziejach ludzkości miał wraz z Lucio
Costą możliwość wybudowania stolicy państwa na klepisku, całe miasta od
podstaw. Najbrzydszego miasta na świecie. Przedtem to tylko Speer z Hitlerem
tego próbowali, ale im Armia Czerwona trochę bombek w plany trzepnęła i nic z
tego nie wyszło. Nemeyerowi się udało, chociaż był komunistą, a oni raczej wolą
burzyć niż budować. W 1960 r. nowa stolica Brazylii już stała. Absolwentom zreformowanych,
wczesnokapitalistycznych uczelni polskich XXI wieku przypominam, że stolicą Brazylii
nie jest Rio de Janeiro, lecz koszmarne bezduszne miasto Brasilia. Nie o nie
jednak chodzi. Cały dzień zachodzę w głowę jak szanowny Pan Nieboszczyk mógł
zaprojektować ponad 600 budowli. Faktem jest, że długo żył, z tego mógł być
aktywny zawodowo jakieś 70. Co nam daje 25 500 dni. To jak sobie odejmę
urlopy, święta, dni chorobowe, kataklizmy i deratyzacje, podzielę to przez
ilość zrealizowanych projektów /były też takie, co pozostały na papierze/,
wychodzi mi jeden na miesiąc. Ulubionym jego materiałem budowlanym był beton -
to jak co miesiąc oddawali jedno gmaszysko, to przecież nie zdążył zastygnąć.
No jakoś nie chce mi się wierzyć: przecież u nas most budują i budują, różne
hale i sale latami stawiają, a w dalekiej Brazylii myk i co 30 dni setki tysięcy
ton betonu przybiera realny kształt.
Panie Oskarze Nemeyer wielki szacun i odpocznij sobie teraz.
niedziela, 2 grudnia 2012
Wysyp talentów
fot.M.Kujawa
Przed laty z nieznanych mi do długo powodów otrzymałem z rąk
prezydencko - tofifestowych statuetkę Flisaka. Zdziwiło mnie to wtedy, bo
przyznano mi ją za rzekome integrowanie środowiska filmowego w Toruniu. Rzecz
to niebywała, bo takowego w naszym mieście nie ma. To jak mogłem łączyć i
inspirować coś, co nie istnieje? I tak to się dziwiłem prawie dwa lata, aż tu
nagle po premierze „Panoptikonu” okazało się, że mój ździw był jałowy. Ono
istnieje tylko się nie ujawniało. Gdzieś tam w formie zarodnikowej
przesiadywało przy knajpianych stolikach nad kufelkiem piwa. Aż tu nagle po 23
listopada zaczęło kiełkować. Wypełzło spod ziemi towarzystwo znawców X muzy.
Sami specjaliści od dźwięku, eksperci od scenariuszy i montażu, światła, prowadzenia
kamery oraz gry aktorskiej. Szał filmowy ogarnął miasto. A najaktywniejsi
okazują się poeci. A poeta to wiadomo taki gość, co to nie wiadomo, do czego
służy. Poczyta na wieczorkach poetyckich swoim sześciu kolegom, też poetom
kilka swoich wierszy. Powzdycha, pojęczy, pokwiczy i wyłazi na miasto w
poszukiwaniu kolejnego słuchacza. Pech chciał, że trafił na mnie. Nie do końca
jeszcze wyrwany z ramion dziewięciu muz pcha się w ramiona dziesiątej i
stanowczym głosem oznajmia mi – „Cóż kolego, ja Ci powiem, jaki film musisz
zrobić! Taki bardziej psychodeliczny. Bo ten Twój jest do dupy, ale nie martw
się, ja wiem jak zrobić następny. Ja Ci pomogę”. Po czym nie znalazłszy w mojej
ospałej reakcji entuzjazmu, odszedł obrażony. Jego miejsce natychmiast zajął
inny poeta i on także wiedział. Potem był aktor, muzyk, dziennikarz i jeszcze
wielu innych. Dowiedziałem się, jakie kolory powinienem zastosować, jakich
aktorów zatrudnić, jaką muzykę dać, jak kamerę prowadzić i tak w koło Macieju.
Trochę ciężko mi to zapamiętać i połączyć w całość tym bardziej, że każda
kolejna rada wypowiadana przez „życzliwego” zaprzecza poprzednim. I tak oto
film obywatelski powoli zamienia się w słuchowisko – koncert życzeń ukrytych i
niespełnionych talentów filmowych. Tydzień słuchałem i wystarczy. Czas zabrać
się za kolejny film, a tych wszystkich mądrali pozostawić samym sobie tam gdzie
byli.
Subskrybuj:
Posty (Atom)