Taki to sobie trochę smutny a trochę nie, prawie nekrolog. Smutny,
bo człowiek odszedł, ale już mniej, bo miał 104 lata. Sławę, pieniądze i
kobiety chyba też. Z jedną przeżył 76 lat, a gdy owdowiał, ożenił się po raz
drugi w wieku 99 lat. Ciekawe życie miał ten Pan i osiągnął nieśmiertelność
wchodząc na karty historii jako jeden z najwybitniejszych architektów świata.
Oscar Nemeyer. Zaprojektował wiele znaczących budowli na całym niemalże
świecie. I jako jeden z nielicznych w dziejach ludzkości miał wraz z Lucio
Costą możliwość wybudowania stolicy państwa na klepisku, całe miasta od
podstaw. Najbrzydszego miasta na świecie. Przedtem to tylko Speer z Hitlerem
tego próbowali, ale im Armia Czerwona trochę bombek w plany trzepnęła i nic z
tego nie wyszło. Nemeyerowi się udało, chociaż był komunistą, a oni raczej wolą
burzyć niż budować. W 1960 r. nowa stolica Brazylii już stała. Absolwentom zreformowanych,
wczesnokapitalistycznych uczelni polskich XXI wieku przypominam, że stolicą Brazylii
nie jest Rio de Janeiro, lecz koszmarne bezduszne miasto Brasilia. Nie o nie
jednak chodzi. Cały dzień zachodzę w głowę jak szanowny Pan Nieboszczyk mógł
zaprojektować ponad 600 budowli. Faktem jest, że długo żył, z tego mógł być
aktywny zawodowo jakieś 70. Co nam daje 25 500 dni. To jak sobie odejmę
urlopy, święta, dni chorobowe, kataklizmy i deratyzacje, podzielę to przez
ilość zrealizowanych projektów /były też takie, co pozostały na papierze/,
wychodzi mi jeden na miesiąc. Ulubionym jego materiałem budowlanym był beton -
to jak co miesiąc oddawali jedno gmaszysko, to przecież nie zdążył zastygnąć.
No jakoś nie chce mi się wierzyć: przecież u nas most budują i budują, różne
hale i sale latami stawiają, a w dalekiej Brazylii myk i co 30 dni setki tysięcy
ton betonu przybiera realny kształt.
Panie Oskarze Nemeyer wielki szacun i odpocznij sobie teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz