Trzeci i ostatni sen Brunona Schulza zakończony. 1/3 część filmu już jest. Pojechaliśmy pod czaszką Bruna ostro, zmysłowo i z dużą dawką perwersji. Obawiałem się, że to będzie najtrudniejszy do zrealizowania obraz. Właśnie te sny sadystyczno-masochistyczne, bo przecież to świat obcy ludziom, z którymi współpracuję. Przykładni mężowie, grzeczne narzeczone, nieskalane matki i ojcowie. A między nimi ja w roli świra wyrzucony poza nawias zdrowego społeczeństwa jak Schulz na drohobyckiej prowincji. Rzeczywistość okazała się jednak z goła inna. Diabeł pokazał rogi. Operatorzy z wielkim zapałem filmowali, aktorzy grali jakby te role przypisane im były od zawsze. Z wielkim oddaniem i prawdą. Cycki furgały, baty świstały, jęki, krzyki, wrzaski. Sodoma i Gomora.
A teraz czas
na fabularną część filmu. Historię okrutną i zgniłą z otchłani Holokaustu. Tam
głód, brud i śmierć.
Czas wybrać
plenery, terminy i co najtrudniejsze - aktorów. W tym jego, tego
najważniejszego dla filmu - Bruno Schulza. Przecież w dużej mierze właśnie od tego,
kto zagra tę rolę będzie zależeć całokształt. Ależ się teraz namęczę oglądając
polskie filmy i seriale w poszukiwaniu mojego bohatera. Na szczęście, choć
dzieci mam już wybrane. Dwóch świetnych chłopaków, którzy przysłali mi nawet w
celach korupcyjnych świąteczną kartkę.
Przy okazji uczenia dzieci, do czego służy
znaczek pocztowy, ich mama pięknie lobbuje. Przyznam, że tym przekupstwem
sprawili mi wielką radość, gdyż
uwielbiam dostawać kartki. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo nigdy ich nie
dostaję. Wszyscy wolą sms-y. Poza tym kocham być korumpowany.
Po co ja
zresztą to wszystko, co dotyczy filmu opisuję? Przypadkowo cały sens powstawania
mojego filmu zawarty jest w tym spocie reklamowym Festiwalu z dalekiej
Australii. Ot i cała prawda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz