Przecudne imieniny miałem w tym roku. Dostałem „Delicje”, buziaka, a
naród zadbał o program rozrywkowy. Były gonitwy za łysym, walki na pałki,
defilady ciężko zbrojnej policji i fireshow. I to wszystko ku mojej i Najjaśniejszej
Rzeczpospolitej czci. Wzruszyłem się bardzo od nadmiaru emocji i jak żyw stanął
mi przed oczami obraz sprzed lat bodajże 45. Bo tak się jakoś dziwnie trafiło, że
takie imieniny już miałem.
Gdy miałem 5, może 6 lat, babcia Jadzia urządziła mi przebierane przyjęcie
imieninowe. Przybyła licznie dziatwa zaprzyjaźniona: kilku łysych (wszawica
panowała), Zorro w masce (kominiarek jeszcze nie było), czerwoni czyli Winnetou
i jego squaw oraz jeden z czterech pancernych
i ja w swoim ulubionym kostiumie milicjanta. Był tort, serpentyny, zimne
ognie i nawet tęcza z krepy. A że towarzystwo było dobrze wychowane, to i
pozwolono mi przy moim święcie wygrać wszystkie zabawy.
Łysych pogoniłem pałką, Zorra zinwigilowałem poprzez zdarcie maski, a
czerwonych… no cóż, sami się zajęli. Od sztucznych ogni najpierw zapaliły
się pióra Winnetou, a potem ogień przeniósł się na tęczę. Spłonęła w mig.
Babcia wprawdzie rzuciła się od razu do gaszenia pożaru oranżadą, ale było już
za późno. Tęcza spłonęła. No trudno, zawsze można odbudować. Problem tkwi
jednak gdzie indziej, a pytanie nasuwa się samo – Czy babcia Jadzia była
pedałem, a Winnetou wyrósł na nacjonalistę? Tego nie wiem i chyba nie jestem w
stanie się dowiedzieć. Pani Julita Wójcik, autorka warszawskiej tęczy milczała
o tym co miała na myśli tworząc to dzieło, potem oznajmiła –„ Moja
"Tęcza" miała być przede wszystkim dziełem sztuki
w przestrzeni publicznej. Otwartym na różne interpretacje odbiorców,
mieszkańców Warszawy, przyjezdnych, wszystkich.”No i klops, nic mi to
nie wyjaśniło.Podpalaczy nie ujęto, a jeden z kolesi od zadymy przyznał się, że
pomylił 11 listopada z rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego. Europoseł
Kurski z jakiejś kanapowej partyjki domaga się budowania wyłącznie biało-czerwonych
tęcz podważając tym samym dokonania Sir
Issaca NEWTONA i wykazując się nieznajomością
tego prostego wzoru:
Pomieszanie z poplątaniem, zamęt narodowy, zamęt w mojej
głowie i tylko artystka Wójcik zaciera ręce gdzieś w zaciszu artystycznej
pracowni. Została wielką artystką, do historii sztuki wejdzie, jak miała dzieło
ubezpieczone to i kasiorka będzie, a jak nie, to zawsze można uruchomić masową
produkcję tęcz gadgetów. I to do wszystkich krajów świata. (Biało-czerwona może
być sprzedawana też w Indonezji, a to 240 mln ludzi. A w czerwone kropki w
Japonii). Jedynie problem będzie miała taki, że jak będzie teraz chciała jakąś
instalację zrobić, to obowiązkowo obok będzie musiał wóz strażacki stać. Też
biało – czerwony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz