Takiego zainteresowania tym blogiem jeszcze nie było. Rekordowe
odsłony ostatniego postu zmusiły mnie do trzeszczących przemyśleń. Wprawdzie
długo nie musiałem poszukiwać przyczyn tego zainteresowania, ale dla
zaspokojenia własnej, jakże kochanej próżności przez maleńką chwilę upajałem
się myślą, iż to mój tekst był tegoż zamieszania przyczyną. Ujrzałem już siebie
w panteonie wieszczów. Zacząłem szukać tanich biletów do Nowego Jorku i
Sztokholmu, aby niebawem udać się tam po nagrodę Pulitzera oraz Nobla. Nie, nie
tanich, w bussiness class. A tu telefon, dzwoni kolega. Po głosie czuję, że
ślinianki produkcję mu zwiększyły,, a zadyszka sugerowała że ... za dużo
papierosów pali.
- Cześć, ale CYCKI dałeś na blogu!!
No i w jednej chwili, mój oniryczny nastrój walnął w mur z
taką prędkością, że poduszki nie zdążyły się otworzyć. Nagrody odpłynęły,
przynajmniej te przyznawane za dokonania literackie, bo za cycki to mogę jeszcze
dostać. Wprawdzie nie tak prestiżowe jak tamte, ale na Flisaka od Prezydenta
Torunia, mogę liczyć. To nagroda przyznawana podczas Festiwalu filmowego
Tofifest, który niebawem się odbędzie. Kilka lat temu jednego już dostałem,
stoi teraz samotnie na półce i się nudzi. Przydałby mu się kompan. Powinni mi
przyznać Flisaka za – „Pionierskie wprowadzenie do regionalnego kina gruczołów
mlecznych”. Jako pierwszy kujawsko-pomorski filmowiec ukażę bowiem niebawem
rodzime piersi kobiece na dużym ekranie. Fakt, że będę prekursorem wydaje się
dziwny, zważywszy na powszechność występowania biustów w produkcjach światowych
już od wielu lat. Tak jednak jest i wygląda na to, że będzie to regionalna
rewolucja na miarę ukazania umalowanych ust w kinie irańskim albo coca –coli w
filmach z Korei Północnej. Rewolta obyczajowa, za którą faceci mnie pokochają (o
zgrozo!), feministki nazwą mnie szowinistyczną świnią (co mnie cieszy!), a
moherowe babcie na ulicach będą mnie laskami okładać (nie mam jeszcze
wyrobionego zdania w kwestii zbierania cięgów).
Czuję się przez to „prawie” jak Kopernik. „Prawie”- bo
niczego nie wstrzymam, a tylko poruszę. Ludzką wyobraźnię i prowincjonalną
moralność. Dokonam tego dwoma pięknymi, kształtnymi bimbałkami. Niby nic
takiego, zwykła rzecz u ssaków. Ledwie pierwszy raz oczy otworzymy, a ukazują
się nam matczyne piersi. I już wtedy stają się one dla nas najważniejsze, dają
życie, przyjemność zaspokojenia głodu oraz pośrednio łączą nas z ojcem. Przez
wspólne, intymne obcowanie z tym samym tworem ewolucji, tworzymy nierozerwalną
wieź pokoleniową oraz rodzaj zdrowej, emocjonalnej rywalizacji. Jak u oseska
Stanisława.
Najpierw ojciec jego majstrował, a teraz syn, potem chyba
znowu będzie ojciec. Nie wiem. Poczekamy, zobaczymy i z facebooka się dowiemy.
Piersi bywają też sensem życia i sposobem na życie, szczególnie,
gdy są jeszcze jędrne. Jak dla naszej toruńskiej Pauli. / Wystąpiła w
Panoptikonie, ale ze względu na siarczysty mróz opatulone były cieplutkim
waciakiem/. Wozi dziewczę te swoje piersi po całym świecie. Biega z nimi po
łąkach, ruderach i pałacach, prężąc się przed obiektywami fotografów. La Dolce
Vita. Przynajmniej do czasu, aż zwycięży grawitacja i trzeba będzie kupować
leki na depresję.
To tyle na temat piersi, może jeszcze tylko to, że muszę iść
teraz do mięsnego po piersi właśnie, ale męskie, kurczaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz