poniedziałek, 30 września 2013

Sny Bruna





Wyśnić sen Bruno Schulza to nie lada wyzwanie, ale przyznam, jest to niezwykle podniecające. Daje nieograniczoną możliwość artystycznego odpłynięcia do krainy „wszystko możności”. Trzy nocne widziadła wejdą do filmu. Każde wyśnione w innym momencie, ale bardzo prawdopodobne, bo szchulzowski świat to byt istniejący w nieskończonej ilości możliwych czasów i przestrzeni. Sens i znaczenie tego bytu ujawnia się w chwili przejęcia go przez odbiorcę. Jego własną interpretację. Dlatego narracja „Sklepów Cynamonowych” czy „Sanatorium pod Klepsydrą” jest przez każdego z czytających zawłaszczana na własny, intelektualnie intymny sposób. Wszyscy indywidualnie stają się właścicielami jego myśli. Schulzolodzy przeróżnych nacji mają swoje niepowtarzalne racje i z pogardą odnoszą się do wszystkich książkowych ignorantów, a zwłaszcza do panienek z zaklętego kręgu polonistek uparcie wlewających do uczniowskich mózgów papkę ze strzępów prozo-poezji Schulza.
Motywy pojawiające w filmowych snach nieustannie powracają. Adela i mężczyźni. Ich wzajemne relacje ocierające się o sadomasochizm są tylko pretekstem do zbudowania fabuły filmu. Drohobyckiej historii ostatnich dni życia Brunona Schulza. Jest to czas, w którym jak w zwierciadle odbiła się cała jego twórczość. Nabrała metafizycznego znaczenia w obliczu nadchodzącej, ale niespodziewanej śmierci. Zginął przypadkowo w wyniku porachunków między dwoma ss-manami, trochę przypadkowo, w chwili, gdy zyskał nadzieję na poprawę swojego bytu. Lada moment jego los miał się odmienić, polepszyć. Dzięki temu umarł jako człowiek szczęśliwy. Heinrich Heine powiedział, że szczęście to nadzieja przed faktem; nieszczęście to fakt po nadziei. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz