Od dawna wiadomo, że co jak co, ale historia to nas Polaków
różni mocno. Wszystkie kłótnie przy rodzinnym stole, piwne eskapady, a nawet
zabawy w piaskownicy rozbijają się o to. O co? O to, kto bohater, a kto
zdrajca. Kto kochał wystarczająco, a kto nienawidził zbyt lekko, jakby wcale
nie chciał zabić. Kłócą się Panowie i Panie Słowianie od lat wielu. I przeżywają,
przeżywają tak do spodu aż po podszewkę. I po co? Ja się kurna pytam: po co? Dziadkom,
co to liznęli trochę dramatycznej historii nie wystarczają medale w klapach,
dyplomy nad kominkiem i setki okazji do składania wieńców. Chcą zawładnąć
duszami młodych. Ulepić ich na swój obraz i podobieństwo, aby te emocje nie
zostały zasypane pyłem niepamięci.
Większość jednak naszej młodzieży programowo przysypia na samą myśl o
historii czy patriotyzmie. Wolą nieustanną dyskusję o muzyce i imprezach. I
słusznie. Rosną nam kolejne pokolenia wolne od niepokoju o granice Rzeczpospolitej,
bo oni nawet nie wiedzą, co to są granice. Nie myślą o zagrożeniach czyhających
na nasze młode państwo. Polska to dla nich: mama , reprezentacja piłki nożnej ,
Żywiec i Żubr. I tak to mi się właśnie wydaje, że barykada stoi nie między
dwoma ugrupowaniami politycznymi, ale między pokoleniami. Weterani spalają się
jak magnezja w lampie, a młodzi mają to gdzieś. Nie kumają tych podziałów, tej
zajadłości i dużo bardziej rozsądnie patrzą na świat, ten, co już minął.
Po latach, w albumach rodzinnych to wygląda tak ……
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz