Przed
zaplanowaną w najbliższym czasie ostatnią sceną z epizodu 1919-1920 r.,
powróciłem do przypomnienia sobie dwóch ostatnich historii mających znaleźć się
w filmie. Przeczytałem ponownie scenariusz. Po zaleganiu na twardym dysku
odłogiem przez ostatnie sześć miesięcy powróciła całkiem nowa opowieść. Nie
pamiętam, abym ja to napisał. Tak jednak musiało być. Bez wątpienia. Zostały do
sfilmowania jeszcze dwa czasowo skrajne opowieści. Jedna dotyczy porwania ks.
Jerzego Popiełuszki
i pokazowego
procesu jego zabójców. Druga, procesu Filomatów Pomorskich z początku XX wieku.
Historia z przełomu lat 80-tych jest stosunkowo prosta do skręcenia. Technicznie
rzecz jasna, bo merytoryczna strona już na zawsze pozostanie sporna. Cóż, znamy
zamiłowanie Polaków do „spiskowej teorii dziejów”. Jaka była rola kierowcy
księdza, na czyje zlecenie oprawcy działali, gdzie dokonano mordu i wiele,
wiele innych pytań, niejasności. Jakąś wersję trzeba jednak przyjąć i z
satysfakcją muszę przyznać, że po napisaniu scenariusza wysłałem go do prof.
Wojciecha Polaka, który tylko nieznacznie w szczegółach, zasugerował zmiany.
Czysto techniczne sprawy takie jak fakt, że las był sosnowy, a przetrzymywanie
księdza akurat w ruinach Zamku Dybowskiego nie wydaje się prawdopodobne. Mogło
to być całkowicie inne miejsce.
Drugi epizod związany z procesem Filomatów Pomorskich to już
inna para kaloszy. Nie jest to historia, na którą dybią hollywoodzcy
scenarzyści: pełna wybuchów, pościgów, zaskakujących zwrotów akcji. To nie jest
ciekawe nawet dla polskich scenarzystów, którzy omijają te rewiry historii.
Tylko od czasu do czasu z obowiązku napiszą coś o strajku dzieci z Wrześni czy
kradzieży samochodu konsula przez parę wyrostków (ta historia wydarzyła się w Toruniu
w przededniu II WŚ, a później Filip Bajon umiejscowił ją w Poznaniu,
nakręciwszy film „Limuzyna Daimler- Benz”). Normalnie nuda. Bo jak tu opisać
zmagania Drzymały czy nijakiego Bęcwałka, który po przegranym procesie z
Prusakami musiał zapłacić pokaźną sumę kary w Markach. Zapłacił, rzecz jasna
tylko zamienił je na Fenigi. Wyszły z tego trzy wagony drobniaków, które wysłał
do Poznania. Dwa tygodnie 10 niemieckich urzędników liczyło skrupulatnie bilon.
Jak jednak o tym zrobić film? Na dodatek nie wiem czy ta historia jest
prawdziwa, gdyż opowiadała mi ją babcia przed snem. I zapewne chciała, abym już
przy liczeniu pierwszego wagonu usnął. Normalnie nuda. Więcej się dzieje na współczesnym
weselu gdzieś w Wilczych Kątach niż w zmaganiach polsko-pruskich początku
wieku. Tego poprzedniego.
I o tym będzie właśnie epizod filomacki. Normalnie nuda, jak
to w polskim filmie.
PS. Ten post jest wyjątkowy, bo nikomu nie przyłożyłem. W
następnym się poprawię. Sprawdzajcie, co rano.
Co do Popiełuszki to mam nadzieję ze widziałeś: http://www.youtube.com/watch?v=3uSGo_lUBlA&feature=related
OdpowiedzUsuńPanie reżyserze, następnym razem cos na nacha proszę napisać;D
OdpowiedzUsuń