Podczas dwudniowego urlopu, jaki
miałem, spłynąłem sobie stateczkiem z Ostródy do Elbląga kanałami. Zanim jednak
wypłynąłem w tę szaleńczą podróż niczym Sindbad, zwiedziłem to małe miasteczko
nad Jeziorem Drwęckim. Zajęło mi to wprawdzie 3 i pół minuty, ale zawsze coś.
Przeczytałem także miejscową gazetę, co zawsze czynię w takich miejscach, gdyż
jest to niezastąpione źródło informacji i dobrego humoru (8 minut). Nie
zawiodłem się i tym razem. W zasadzie to taka współczesna Ostróda niczym się
nie różni od innych miast polskich. Tym bardziej od Torunia. Jedno z wielu
przeinwestowanych, a przez lata zapomnianych miejscowości, w których Unia
wyzwoliła zapędy megalomańskie. Budują sobie amfiteatr, oczywiście za duży i za
drogi jak sala widowiskowa w Toruniu. Wybudowali sobie ogromny stadion za 40 milionów
i oczywiście świeci pustkami jak Motoarena. Stawiają sobie fontannę za dwa
miliony i wciskają ludziom, że dzięki temu turyści zaczną najeżdżać Ostródę jak
Tatarzy Podole. Rzecz jasna próbują też udawać muzyczną stolicę polski.
Natrafiłem tam na „Wielką Majówkę” i w niezastąpionej lokalnej gazecie czytam –
„…wystąpi Legendarna TZN XENNA czadowa PABIEDA kultowa JAFIA NAMUEL rozrywkowa
ŁYDKA GRUBASA transowy BONGOSTAN zjawiskowa PAMPELUNA zmysłowy PINK ROSES oraz (sic!)
dynamiczny ZGON.” No ja niestety umierałem ze śmiechu nie dynamicznie, nie
legendarnie ani nawet nie zmysłowo, tylko rechotliwie. Ja, człek lubiący każdy
rodzaj muzyki byle tylko był dobry, nie otarłem się nigdy o takie tam legendy i
kultowo zmysłowe zjawiska. Normalnie pieprzenie kotka za pomocą młotka. Podobny
„przymiotnikowy” bełkot stosuje się też w Toruniu. Co niektórzy obywatele nawet
wierzą w fenomen muzyczny tego miasta. Przecież zagęszczenie muzyków na
kilometr kwadratowym jest chyba największe w Polsce. Tu każdy albo gra, albo
się zna, albo chociaż ma taki zamiar. Większość stypendiów przeznacza się na
muzyków, filmy o nich robi każdy, kto ma chociaż małą kamerkę. I ci z dużymi
też. Książki piszą, artykuły. I co z tego, jak na koncert przychodzi 30 osób,
najdalsza trasa koncertowa wiedzie do Brodnicy, a szczytem marzeń jest wydać
płytę w Pubie Pamela. Po czym redaktor Bielicki wystawi cenzurkę. I jak jest
pozytywna, to chleją z radości przez tydzień, a jak źle wypadną, to chleją dwa
tygodnie. Snują się potem skacowani po mieście i głośno wyrażają swoją pogardę
dla innych muzykantów. Do nich z kolei obrzydzenie czują chłopcy w
przekrzywionych czapeczkach przechadzający się z aluminiowymi walizeczkami z
knajpy do knajpy. Panowie DJ- (w tym miejscu należy wstawić dowolnie wybrane
słowo ze słownika angielskiego lub slangowe). Ile trzeba się natrudzić, aby im
wszystkim podobierać odpowiednie przymiotniki. Nasuwają mi się najczęściej
takie: zjarany, bełkotliwy, przesterowany, zdruzgotany i rozstrojony.
Przymiotniki powinny być nadawane muzykom zamiast nagród, statuetek i dyplomów.
Ja bym przyznał takie: Światowy – MATEUSZ WALERIAN; Intrygujący – SER CHARLES;
Wiecznie żywy – BUTELKA.
Ale z Ser Charlesem przegiąłeś :-)
OdpowiedzUsuńA był pan panie Gładych w Ostródzie na tzw. Polskiej Górce (0,5 km od rynku)? Tam na totalnie zaszczanym i zrujnowanym cmentarzu leżą innowiercy. czyli katolicy (mówimy o cmentarzu z czasów Prus :)), Żydzi, prawosławni i masoni (tak, są groby masońskie). Wśród chaszczy i syfu wynurza się tylko jeden cały nagrobek. Gizewiusza.
OdpowiedzUsuńTak, ten słynny bojownik o polskość Mazur, człowiek którego imieniem nazwano po wojnie Giżycko, dziś leży zapomniany i osyfiony. A tymczasem obok fontanna mówisz Pan?....
Jarry