Przyjdzie mi niedługo czmychać
ciemną nocą z Torunia gdzieś nad Biebrzę. Ukryję się tam w pachruściu bagiennym
w towarzystwie ptactwa wodno-błotnego. Kormorany i perkozy będą mi sąsiadami.
Ucieknę tam przed gniewem urażonego ludu. I to za co? Za te kilka słów szczerości?
Do których zostałem zresztą przymuszony, przymuszony przez samego Ministra
Kultury. Przyznał on bowiem Pani fotosistce z Panoptikonu stypendium na
przygotowanie zdjęć do albumu o filmie. Po czym ździebko mu się zapomniało o innych
kosztach związanych z wydaniem takowego. Cóż, zdarza się. A całe to zamieszanie
mam na własne życzenie . Rok temu chciałem opisać zmagania z powstawaniem
filmu, jego kulisy, to jak robi się coś takiego będąc tylko małym pyskatym
żuczkiem, ale to było dawno.
Ministrowi się jednak nie odmawia, trzeba pisać. A jest co,
bo działo się, oj działo. I materiału jest w główce na gruby tom powieści
skandalizującej. Jak ja to opiszę, to parę osób szlag trafi. Procesy sądowe,
mordobicia i kupy na wycieraczce. Taka mnie czeka przyszłość. Wprawdzie nikogo
nie mam zamiaru obrażać, ale nauczyłem się prowadząc tego bloga, że ludzie
takie dziwadła wyczytują między słowami, tak absurdalnie interpretują niektóre
teksty, że co bym nie napisał, to i tak powód do ostracyzmu się znajdzie. /Co ciekawe, zauważyłem taką zależność- jak
ktoś mnie lubi, to wszystko pojmuje, a jak tylko przejdzie na drugą stronę
barykady, do Rysia, to nie kuma, pełzająca indywidualizacja standardów
moralnych/ Na domiar złego pomimo szerokiej wiedzy, jaką posiadam na temat
własnego ułomnego charakteru, mojej wrednej natury, egoizmu, egocentryzmu i
niewyparzonej gęby, zaprosiłem do współpracy jeszcze większą gnidę. Dyżurnego
mordo lejca, określonego kiedyś przez anonimową forumowiczkę, jako „człowieka,
co w swetrze się urodził i w swetrze umrze”. Czy z tego może być lukier? Chyba
nie.
Uratować mnie może tylko niechęć Polaków do czytania
książek, może nikt tego nie przeczyta, bo czytanie długich tekstów jest passe.
I rację miał inny złośliwiec tego świata, Roland Topor, gdy zaczął pisać tej
wielkości opowiadania –
„NA PODBÓJ CZŁOWIEKA”
Od jedzenia końskiego
mięsa narosła mu na stopach zrogowaciała tkanka, czarna i bardzo twarda, którą
idioci brali za kopyta.
Ot i koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz