sobota, 1 czerwca 2013

Mała pisanina






Przyjdzie mi niedługo czmychać ciemną nocą z Torunia gdzieś nad Biebrzę. Ukryję się tam w pachruściu bagiennym w towarzystwie ptactwa wodno-błotnego. Kormorany i perkozy będą mi sąsiadami. Ucieknę tam przed gniewem urażonego ludu. I to za co? Za te kilka słów szczerości? Do których zostałem zresztą przymuszony, przymuszony przez samego Ministra Kultury. Przyznał on bowiem Pani fotosistce z Panoptikonu stypendium na przygotowanie zdjęć do albumu o filmie. Po czym ździebko mu się zapomniało o innych kosztach związanych z wydaniem takowego. Cóż, zdarza się. A całe to zamieszanie mam na własne życzenie . Rok temu chciałem opisać zmagania z powstawaniem filmu, jego kulisy, to jak robi się coś takiego będąc tylko małym pyskatym żuczkiem, ale to było dawno.
Ministrowi się jednak nie odmawia, trzeba pisać. A jest co, bo działo się, oj działo. I materiału jest w główce na gruby tom powieści skandalizującej. Jak ja to opiszę, to parę osób szlag trafi. Procesy sądowe, mordobicia i kupy na wycieraczce. Taka mnie czeka przyszłość. Wprawdzie nikogo nie mam zamiaru obrażać, ale nauczyłem się prowadząc tego bloga, że ludzie takie dziwadła wyczytują między słowami, tak absurdalnie interpretują niektóre teksty, że co bym nie napisał, to i tak powód do ostracyzmu się znajdzie. /Co ciekawe, zauważyłem taką zależność- jak ktoś mnie lubi, to wszystko pojmuje, a jak tylko przejdzie na drugą stronę barykady, do Rysia, to nie kuma, pełzająca indywidualizacja standardów moralnych/ Na domiar złego pomimo szerokiej wiedzy, jaką posiadam na temat własnego ułomnego charakteru, mojej wrednej natury, egoizmu, egocentryzmu i niewyparzonej gęby, zaprosiłem do współpracy jeszcze większą gnidę. Dyżurnego mordo lejca, określonego kiedyś przez anonimową forumowiczkę, jako „człowieka, co w swetrze się urodził i w swetrze umrze”. Czy z tego może być lukier? Chyba nie.
Uratować mnie może tylko niechęć Polaków do czytania książek, może nikt tego nie przeczyta, bo czytanie długich tekstów jest passe. I rację miał inny złośliwiec tego świata, Roland Topor, gdy zaczął pisać tej wielkości opowiadania – 
„NA PODBÓJ CZŁOWIEKA”

Od jedzenia końskiego mięsa narosła mu na stopach zrogowaciała tkanka, czarna i bardzo twarda, którą idioci brali za kopyta.

Ot i koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz