Nie uwolnię się już chyba od
komuny do końca życia. Ledwo w otchłani dziejów zniknęła, a już ją z tęsknoty
na nowo przywołują. I sztukę z tego ponurego „dziejstwa” narodu upychają po
salach wystawienniczych. Pół roku temu w Muzeum Etnograficznym odtworzyli
koszmar PRL-u. To jeszcze rozumiem, bo wiocha to była straszna a kmiotki
robotniczo – chłopskie za elity robiły, ale żeby do Centrum Sztuki Współczesnej?!
No dobrze, niech tak będzie. Skoro mądre głowy uznały to za sztukę, to proszę
bardzo. Jednak mnie, jako człowiekowi zdewastowanemu PRLem trudno jest zaakceptować
urodę wzornictwa owych czasów. Ni cholery nic w tym interesującego nie znajdę.
Bo cóż z tego, że piękną lampę zaprojektowali, skoro ja jej kupić nie mogłem, a
jak cudem mi się to udało, to okazało się, że ma wadę. W fabryce jakiś
racjonalizator zaproponował inne, tańsze materiały i lampka już nie była tą
samą lampką. Po żarówkę do niej musiałem stać w kilkunastogodzinnej kolejce i
jeszcze pewności, że kupię działającą nie miałem, gdyż fabryka oszczędzając
importowany wolfram, co trzecią wypuszczała bez żarnika. No i jeszcze prąd
wyłączali wieczorem. To co mi z zachwytu nad urodą lampki.
Wystawa w toruńskim CSW nie jest wprawdzie o lampkach, ale o
szerszym pojęciu - o architekturze wnętrz. A to nie tylko źle wykonane lampy,
to skradzione worki cementu, pękające zbrojenia, wypaczone drewno i milion
innych bubli wykombinowanych przez lud pracujący. To czym tu się zachwycać?
Chciejstwem artystów, marzeniami projektantów?
Na szczęście jest co podziwiać. Pomysł i sposób ekspozycji. Widać,
że troje kuratorów- Pani Kołacz i dwóch Panów Lisowskich ostro podziałali.
Pani Kurator zajada PRLowski substytut mc donalda
Już
sam wernisaż był fantastycznie przygotowany. W ciekawej przestrzeni z
interesującymi umilaczami. Nie takie tam egzaltowane, nadęte nudy z lampką
taniego wina w ręku, ale prawdziwe święto sztuki. Spory tłum przybył, głównie
młodych ludzi. I dla nich jest ta wystawa, bo nie mają alergii na PRL, który
znają głównie z filmów Barei. Ciekawe tylko, dlaczego nie zainteresowali się
wystawą dwaj główni dzisiaj „architekci” Torunia. Pan Prezydent i Pan
Przewodniczący Rady Miasta? Czyż to nie oni wtedy decydowali, zatwierdzali,
poprawiali i pilnowali, aby wszystko było zgodne z „linią partii”? A może
wstydzą się za te kilka worków cementu, które zginęły?