czwartek, 27 października 2011

Moja Przygoda w Muzeum




Dziwnie się złożyło. W Ratuszu trwa właśnie pokonkursowa wystawa „Moja Przygoda w Muzeum”. Wprawdzie skierowana była do dużo młodszych i w dodatku już minął termin, ale mało kto z laureatów tego konkursu miał takie przygody z niniejszym muzeum jak nasza ekipa w ostatni poniedziałek.
Mieliśmy tam kręcić dwie sceny: jedną na dziedzińcu, drugą na schodach. Wydawało się, że wszystko jest potwierdzone i uzgodnione. Prosta sprawa, jakby nie było już wiele scen kręciliśmy w miejscach publicznych i nigdy nie było z tym problemu. Jak do tej pory wszędzie spotykaliśmy się z wielką przychylnością. A tu niespodzianka. Bladym świtem, gdy cała ekipa grzała silniki, okazało się, że zgoda jest, ale tylko na niby. Procedury trwają i dopóki nie zostaną zakończone, nic nie możemy robić. Tygodniowe przygotowania poszły na marne, bo Wielce Szanowny Pan Dyrektor nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji. Niby podjął, ale jednak nie podjął. Dwa tygodnie myślenia nic nie dało, bo przecież taki ważny Pan Dyrektor decyzję musi podejmować z powagą, na piśmie, z pieczęcią i podpisem. Tyle tylko, że poprzednim razem, gdy w Ratuszu kręciliśmy zdjęcia, proces decyzyjny był inny. Było tylko, krótkie – „nie widzę przeszkód” i już.
                Nie tym razem. Czy zawiniły moje poprzednie wpisy o Muzeum czy też swastyka na wieży, trudno powiedzieć. W każdym bądź razie odmówiono nam w ostatniej chwili a o tym fakcie chyba chcieli nas poinformować we wtorek (dzień później): „ Szanowni Państwo, wczorajsze zdjęcia są niemożliwe do zrealizowania, ponieważ ….”( i takie padały, autentycznie -argumenty) „będziecie chodzić po niedawno odnowionych schodach”.  No, ale przecież skoro w muzeum po ścianach nie można chodzić, bo obrazy przeszkadzają, to chociaż po schodach by można. „O nie, bo żołnierze mają podkute buty i porysują lakier”. O do diabła- fakt. Biorę do ręki scenariusz i pomimo tego, że go sam pisałem, sprawdzam. Jacy żołnierze? Czytam, czytam i rzeczywiście jednego żołnierza w tych scenach znalazłem. Tylko, że on ma siedzieć cały czas w samochodzie. Jak więc ma te schody zniszczyć?!
Kolejnym problemem było zasłonięcie kamery monitoringu liśćmi. Bo przecież mamy filmowy 39 rok. A w muzeum wisi  Rembrand i kto wie co się może zdarzyć. A jakby nam przyszła ochota go gwizdnąć?!  Przecież powszechnie wiadomo, że złodzieje dzieł sztuki zasłaniają kamery „pachruściem bagiennym”. Ja ich zawsze poznaję na ulicy po wystających spod płaszcza gałęziach.
Było jeszcze 300 zł. na prąd, który zużyjemy  – na co nie wiem? Swoją drogą, jaki musi mieć niezły kalkulatorek w głowie, że tak precyzyjnie wyliczył kilowatogodziny. Poprzednio jak kalkulatorek liczył, to wyszło, że więcej się zarobi jak się zamknie Teatr Wiczy i nie będzie się brało żadnego czynszu, natomiast Piwnicę Pod Aniołem się zamknie, aby brać następnie połowę czynszu. Bo to jest kalkulatorek zasilany prądem zmiennym – raz jest plus, a za chwilę minus.
Takich dziwnych argumentów było jeszcze wiele, ale najbardziej podobał mi się ten, że turyści nie będą mogli wejść na dziedziniec. I to przez całą godzinę, a kiedyś moja żona z grupą zagraniczniaków nie mogła wejść 50 minut przed zamknięciem. Nie sprzedawali już biletów i jej goście byli bardzo tym zdziwieni. Prawdopodobnie nie wiedzieli nic o zasilaniu kalkulatorka. Rano jest plus, a wieczorem minus.
Te tłumy, które tamtędy się przewalają o 9 rano w poniedziałek ominęłaby niesamowita „przygoda w muzeum”. A tak, tylko nie zobaczą ratusza w filmie o historii Torunia, bo przecież Muzeum Okręgowe jest od popularyzowania osoby dyrektora, a nie historii Miasta.
PS. Cieszy mnie tylko to, że mógłbym się teraz i ja obrazić. Nie zrobię tego jednak, machnę tylko ręką i robię dalej swoje. Natomiast na premierę wyślę gościowi zaproszenie z wielkim bukietem kwiatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz