Od czasu do czasu któryś z moich
postów wywołuje poruszenie. Jednak tylko te, w których komuś przywalę, natomiast
te, gdy kogoś pochwalę, pozostają przemilczane. Cóż, taka już jest nasza polska
natura, że najbardziej interesują nas sprawki niecne. Nigdy żaden dziennikarz nie zadzwoni do mnie
jak wystawię komuś laurkę, nikt mnie na ulicy nie wyściska z powodu pochwałki. Dzieje się tak tylko, gdy przyłożę.
Po ostatnim wpisie wydarzyło się
jednak dużo dziwniejszych rzeczy, wręcz niesamowitych. Jeszcze nigdy nie pojawiło się tylu
zwolenników pojednania. Wkroczyli w moją przestrzeń jak oddziały ONZ na wzgórza
Golan i namawiali do złagodzenia konfliktu. Nawet Pan Jaworski, który jest
pijarowcem „Panoptikonu” nawoływał (wprawdzie, jako inny Pan Jaworski – ten od
Toffifestu) „..dogadajcie się Panowie
między sobą” a rzecznik Rzeszotek wręcz martwi się o to, że spaliłem za sobą
mosty. Poplątanie z pomieszaniem. Na dodatek usłyszałem tyle wersji przyczyn
odwołania zdjęć w Ratuszu, że się pogubiłem. Chyba już każdy z uczestników tych
„niewydarzeń” ma swoją własną, odmienną wersję. Istna Wieża Babel, w której każdy
ma swoją prawdę. A ona prawdopodobnie leży gdzieś niezauważona pośrodku. I ja
do tego środka zmierzam. Poszukałem gdzie mógł być błąd, jaki popełniłem. Znalazłem
go i wyeliminowałem wirusa. Dzięki temu będę miał efektywniejszą ekipę i
sprawniej będziemy realizować dalsze sceny filmu. A roboty przed nami jeszcze
wiele. Jednym słowem zyskałem na tym.
Z kolei z drugiej strony
domniemanej barykady bardzo mile zaskoczyła mnie koleżanka Sumita. (Kiedyś
dawno temu ją poznałem i nawet robiłem jej zdjęcia) Obecnie jest pracownikiem Muzeum,
chyba miała się nami zająć, ale oczywiście nie podejmować decyzji. Chyba, bo
tak naprawdę to nie znam się na strukturach, jak to napisał rzecznik Rzeszotek największej
instytucji kulturalnej w regionie. Otóż wspomniana Sumita odszukała na
wernisażu fotografii „najmniejszą instytucję kulturalną w regionie” czyli mnie,
aby wyjaśnić sytuację. Brawo za odwagę, ma kobieta klasę. Pogadaliśmy,
posprzeczaliśmy się troszkę, ale poznałem jej punkt widzenia i w wielu rzeczach
mnie przekonała. W niektórych nie, ale teraz już wiem, o co chodzi. I sprawa
jest jasna. Najzabawniejsze jest jednak to, że gdybym na samym początku usłyszał,
że dopóki jest Rembrandt to nic z kamerą się nie da zrobić, to w ogóle nie brałbym
Ratusza pod uwagę. Będzie wisiał do stycznia, a nie da się zrobić upalnego
września 39r. w zimie. Wszyscy aktorzy by dostali zapalenia płuc. Tak czy siak,
muszę robić zdjęcia gdzieś indziej, co nie jest wielkim problemem, bo
korygowanie scenariusza o zmiany plenerów jest stosunkowo proste. I tak np.,
aby nie dezorganizować pracy w „okrąglaku” i nie naprzykrzać im się za często,
wiele scen kręcimy w zastępczych miejscach.
I tak po sympatycznej rozmowie z
koleżanką Sumitą sprawa jest jasna i problem przestał istnieć. Przynajmniej dla mnie. A jak deklarował
Dyrektor Muzeum w Nowościach. Ratusz „jest otwarty na filmowe propozycje”. Także
Koledzy filmowcy do dzieła, zachęcam do korzystania z urokliwego pleneru. Wiem,
bo korzystałem. Ja niestety spaliłem za sobą mosty.
Na Rembrandta to mnie chyba jednak wpuszczą, bo wstyd się przyznać,
ale jeszcze nie byłem.
PS. Szanowny Panie Rzeszotek, drogi Kolego z Branży, nie każ
mi się wyzbywać „złośliwości”, bo to cały ja, cały Gładych. Gładych bez
złośliwości nie istnieje. Już taki mam francowaty charakter i dobrze mi z tym.
Ja uwielbiam te zue gładyszątko! yeee, yeee, yeee, ino teeee, only teee! marcin na prezydenta!
OdpowiedzUsuńA nie myślałeś nigdy o tym, żeby wbijać się w takie miejsca znienacka - robić zdjęcia i znikać? Polecam!!!
OdpowiedzUsuńno i dzieki B. za takowe spraw rozwiazanie.i gicior...
OdpowiedzUsuńech.. toruń...
OdpowiedzUsuń