To się doigrałem. Żyłem sobie dotychczas w przeświadczeniu, że tego bloga czyta tylko kolega Giedrys (on wszystko czyta) i kilku znajomych, a tu się nagle okazuje coś innego. Przynajmniej jeden z postów został odczytany aż w dalekiej stolicy. Po wpisie o DNA miasta odezwała się do mnie pani z tego projektu. Swoją drogą wygląda na to, że już nas zaczęli badać i obserwować. Panoptikon.
Kiedyś, w czasach bardziej „kulturalnych” potraktowałbym ten list jako prywatną korespondencję możliwą do opublikowania jedynie po śmierci nadawcy i to za zgodą rodziny, ale w epoce Internetu zdziczałem i pozwolę sobie go zacytować.
„Szanowny Panie,
w ubiegłym tygodniu na Pańskim blogu ukazał się wpis bezpośrednio
nawiązujący do projektu DNA Miasta. Cieszy nas bardzo fakt, iż nasz
program wzbudził Pana zainteresowanie. Niestety mamy wrażenie, że
doszło do nieporozumienia w związku z niefortunnym tytułem artykułu
z Gazety Wyborczej, do którego się Pan odwołuje.
Program DNA Miasta ma na celu wspólne wypracowanie zaleceń lub
strategii polityki kulturalnej. Wbrew tytułowi artykułu nie oznacza to, że
chcemy pouczać czy też badać toruńskie środowisko kulturalne, a jedynie
kontynuować dyskusję o wprowadzeniu do polityki kulturalnej miasta
mechanizmów umożliwiających partycypację lokalnych
twórców, animatorów kultury i obywateli.
W załączniku przesyłam opis projektu. Zapraszamy Pana do włączenia się
w tą debatę i wspierał nas swoimi uwagami i sugestiami.”
w ubiegłym tygodniu na Pańskim blogu ukazał się wpis bezpośrednio
nawiązujący do projektu DNA Miasta. Cieszy nas bardzo fakt, iż nasz
program wzbudził Pana zainteresowanie. Niestety mamy wrażenie, że
doszło do nieporozumienia w związku z niefortunnym tytułem artykułu
z Gazety Wyborczej, do którego się Pan odwołuje.
Program DNA Miasta ma na celu wspólne wypracowanie zaleceń lub
strategii polityki kulturalnej. Wbrew tytułowi artykułu nie oznacza to, że
chcemy pouczać czy też badać toruńskie środowisko kulturalne, a jedynie
kontynuować dyskusję o wprowadzeniu do polityki kulturalnej miasta
mechanizmów umożliwiających partycypację lokalnych
twórców, animatorów kultury i obywateli.
W załączniku przesyłam opis projektu. Zapraszamy Pana do włączenia się
w tą debatę i wspierał nas swoimi uwagami i sugestiami.”
Czas na odpowiedź - Wasz projekt nie wzbudził absolutnie mojego zainteresowania. (Ta myśl jest zawarta w moim tekście). Napisałem go dla higieny mojego umysłu. Aby na chwilę oderwać się od scenariusza, który właśnie kończę, a ciągłe poprawki, jakie robię już mnie wkurzają.
Nie interesuje mnie paplanina na kolejnych debatach. (Na jednej, czy dwóch byłem i mam wrażenie, że już znam wszystkie opinie). Jak jednak macie ochotę sobie pogadać, to jak najbardziej. W wolnym kraju żyjemy. Zwłaszcza, że za to gadanie Wam płacą. A w Toruniu mamy kilku zawodowych dyskutantów z różnych stowarzyszeń, fundacji itp. Oni są zawsze gotowi. Gdyby jeszcze bufet był, to wszyscy się zlecą, może nawet i ja przyjdę z całą rodziną. W tym wypadku postuluję jednak, aby dla urzędników zrobić oddzielny stół.
Mam tylko nadzieję, że nie będziecie za często debatować, gdyż kilku z tych gadaczy potrzebnych mi będzie na planie filmu. A głupio by było odwoływać zdjęcia, bo wszyscy poszli sobie popaplać.
Co do tytułu, to wydaje mi się, że jest on jak najbardziej trafny. Zacytuję z opisu projektu: „Projekt rozpocznie się od przygotowania diagnozy aktualnej sytuacji- raportu pokazującego istniejące problemy, różnice opinii i interesów oraz propozycje zmian.” To co, macie to zamiar zrobić bez badań? Stawianie diagnozy bez badań jest wręcz niebezpieczne. To takie samo „szczere” wyznanie, jak to z przed tygodnia.
„Magistrat niedawno ogłosił przetarg na wykonawcę strategii kultury do 2020 roku. Wiadomo, że "Res Publica" wraz z lokalnym partnerem wystartowała w tym przetargu.
- No tak. Proszę tylko pamiętać, że "DNA Miasta" nie ma zupełnie nic z tym wspólnego.”
- No tak. Proszę tylko pamiętać, że "DNA Miasta" nie ma zupełnie nic z tym wspólnego.”
A wystarczyło powiedzieć – To dzięki „DNA Miasta” doskonale poznamy sytuację w Toruńskiej kulturze i to będzie naszą najlepszą kartą przetargową w ofercie.
Połączenie tych dwóch projektów jest jak najbardziej pożądane. I ja to doskonale rozumiem, wręcz głupotą byłoby z tego nie skorzystać.
Jak zaczniecie z nami szczerze rozmawiać, to może ktoś przyjdzie poza stałą ekipą, a jak nie, to tylko dobrze zaopatrzony bufet was ratuje.
PS. Gdyby słowa, zapewnienia, deklaracje w Toruniu zamieniono na cegiełki, to Teatr Wiczy miałby już dzisiaj budowlę większą od siedziby Urlicha von Jungingena. (W Warszawie użyłbym osoby Króla Stasia) a Wy jeszcze chcecie kolejne słowa dokładać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz