Podczas pisania wprowadziłem do scenariusza pewną maleńką scenę. To rozmowa Ludwika Makowskiego z Żydem. Historia wymyślona, ale prawdopodobna. Dodałem ją, aby przez chwilę powiało grozą Holokaustu. W pierwszych dniach wojny nikt jeszcze nie przeczuwał nadchodzącej tragedii, ale pewne sygnały już nawet do Torunia docierały. Wieści z Niemiec i antysemicka propaganda uprawiana na łamach toruńskiej gazety „Słowo Pomorskie” musiały wzbudzać obawy.
W ogólnej świadomości Polaków pokutuje obraz przedwojennej Polski jako kraju, gdzie Żydzi stanowili znaczną część społeczeństwa. Z warszawskiego ( czyli „jedynie słusznego”) punktu widzenia to tak mogło wyglądać. Ale tak nie było. W Toruniu, w 1936 roku mieszkało zaledwie 837 Żydów, co stanowiło jedynie 1, 4 % ogółu ludności. A w momencie wkroczenia wojsk niemieckich zostało ich w mieście tylko 63. Pozostali opuścili miasto mając nadzieję przetrwać ten okres.
Nie była to też społeczność bardzo majętna. W 1939 tylko jedna restauracja była żydowska, 23 przedsiębiorstwa handlowe i kilka przemysłowych. Dominowali drobni rzemieślnicy.
Scena w filmie to rozmowa Ludwika Makowskiego ze starym kupcem. Mógł nim być właściciel składu konfekcyjnego –Leiser. Jego sklep mieścił się tam gdzie dzisiaj jest PDT. Na Rynku Staromiejskim. A Ludwik Makowski miał sklep i mieszkał na Szerokiej 36. W domu, który wcześniej należał do pioniera syjonizmu rabina Kalischera.
Dwaj kupcy, bliscy sąsiedzi – ta rozmowa mogła odbyć się naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz