niedziela, 21 sierpnia 2011

Poruszenie



Krąg naszych współpracowników się poszerza. Przybywa osób chcących uczestniczyć w tworzeniu filmu. Co oczywiście mnie cieszy, jednak największą niespodziankę sprawili mi mieszkańcy Torunia. Po artykułach, jakie ukazały się w GW i Nowościach oraz po moim przełamaniu niechęci do facebooka, lawinowo narasta zainteresowanie „Panoptikonem”. Ludzie podsyłają mi artykuły, książki i własne rodzinne historie. Czerpię nowe informacje, dotychczas mi nieznane, albo tylko „liźnięte”. Takie zaangażowanie torunian przy realizacji tego projektu było moim priorytetem. Od chwili narodzin pomysłu na film miałem zamiar zrobić go w jakimś sensie wspólnie z nimi. Ten film ma opowiadać historię Torunia, ale w obecności jego mieszkańców. Często nasze rodzinne historie, choć pasjonujące, pozostają zamknięte w szufladach. W starych albumach i naszej pamięci. Od czasu do czasu jakiś historyk napisze książkę, ktoś wmuruje tablicę pamiątkową albo postawi pomnik. Dbamy o naszą przeszłość tak, jakbyśmy chcieli celowo ją zanudzić na śmierć.
Na szczęście film daje inne możliwości. Jest bardziej dostępny i przyswajalny od każdej, nawet najbardziej rzetelnej pracy naukowej. W kinie słowo „dokument” oznacza jednak coś innego. I na szczęście historycy, archiwiści i inne mądre głowy nie zabierają się za robienie filmów. Pomagają, konsultują, ale stojąc z boku. Należy z ich wiedzy korzystać w sposób wybiórczy. Bo czasami dobre ujęcie jest ciekawsze od historycznej prawdy. Miałem taką sytuację w „Hakerach Wolności”. W scenie przesłuchania prof. Hanasza posadziłem za biurkiem milicjanta, chociaż tym w rzeczywistości zajmowali się cywilni SB-cy.  Świadomie zamieniłem go na milicjanta, gdyż dla filmu było to bardziej plastyczne. Wiadomo film to magia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz