sobota, 27 lipca 2013

Fanatycznie .....




W upalne dni od czasu do czasu oddaję się plebejskim uciechom. Kocykowo zalegam w promieniach słonecznych na piasku u brzegu wody. Kładę się na plaży i hoduję czerniaka. W tym wypadku to jednak nie ultrafiolet może stać się przyczyną ciężkiej choroby, ale nieuchronne obcowanie z przypadkowo dobranymi rodakami. Letni sprzedawca kiełbasek poza fetorem przypalonego tłuszczu umila czas gawiedzi muzycznymi hitami typu „Ona tańczy dla mnie”. Spasione brzuchy falują do rytmu, dziatwa wrzeszczy, a nieco starsi, co już pierwsze pryszcze mają na twarzach popijają piwko. A ja między nimi siedzę w cieniu i obserwuję, analizuję i też z ubawieniem podsłuchuję. I taka to myśl mnie dopada. Są na tej plaży rodacy różni, biedni i bogaci, mądrzy i głupi, starzy i młodzi. A jedno co ich łączy, co pozwala uwierzyć w to, że są z jednej nacji, z jednego narodu się wywodzą, to słowo „kurwa”. Z przedrostkami, z przyrostkami i odmieniane na wszelkie sposoby. „Kurwią” wszyscy, wszędzie bez ładu i składu. Podobno to wulgaryzm, tak przynajmniej kiedyś sądzono. A świadczyć o tym może fakt, iż do dzisiaj nikt nie używa takich słów przy dzieciach. Nie wiadomo zresztą, dlaczego gdyż one doskonale to słownictwo już opanowały. Pewna nastolatka plażowa do swojego młodszego brata, gdy ten wyrzucił pustą butelkę na piasek powiedziała: „Weź, kurwa wyrzuć ją do kosza! Kto cię tak, kurwa wychował?”. No cóż, prawdopodobnie ta sama matka, ale te domniemane wulgaryzmy użyte przez starszą siostrę są w tym wypadku przejawem jej troski. Świadczą o więzi między rodzeństwem. Tak można zwracać się tylko do osoby bliskiej, czego kilkakrotnie doświadczyłem. Zfraternizowane osobniki często używają wulgaryzmów, jako przejawu sympatii i bliskości. Gdy jednak nasze drogi jakimś sposobem się rozjadą, to nagle zaczynają używać pięknej, poprawnej polszczyzny komunikując się ze mną. To doświadczenie każe mi się zastanowić nad formą rozmów z opakowaniem moich genów, moim synem. Kurwić czy nie kurwić. Udawać grzecznego czy wręcz odwrotnie? Pojechać po bandzie, co mogłoby w przyszłości, gdy już wyżyję życie, zaowocować elokwencją godną Bralczyka?

czwartek, 25 lipca 2013

Małe absurdy z kanikuły.




Wakacyjnie zaobserwowane absurdy, czasem śmieszne, czasem denerwujące. Pozwalają jednak przetrwać ten ciężki czas nieróbstwa:
1/ Na zakończenie roku szkolnego uczniowie często otrzymują w nagrodę książki. W toruńskim gimnazjum jedna z uczennic otrzymała album: „Meandry Drwęcy”, bo przecież trzeba wiedzieć gdzie rzeka zakręca jak lubi się np. spływy, ale po co jej koledze album pt: ”1001 silników do maszyn rolniczych”????
To nie jest jednak największy absurd tejże szkoły. Jest nim bezapelacyjnie zadanie, jakie otrzymali uczniowie III klasy na lekcji „przygotowania do życia w rodzinie”. Przez dłuższy czas mieli w parach, niekoniecznie o odmiennej orientacji płciowej opiekować się wspólnie jajkiem. Takim od kury, czy też jak uważają sami uczniowie – ze sklepu. Ażeby uniknąć przykrych niespodzianek i zagrożenia sanitarno- epidemiologicznego związanego z częstym występowaniem w jajach salmonelli, miały być one ugotowane. I te dzieciaki łaziły po mieście z tymi jajami. Gadały do nich, karmiły, ubierały i śpiewały na dobranoc kołysanki. Kurczątek się jednak nie doczekały. Ale jaja!!!
2/ We Wrocławiu jest skwer „Ludzi z literą p”. I dobrze.
3/ W Czechach, krainie piwa stoją na ulicach automaty z mlekiem. Nawet w nocy można sobie kupić pół litra. „A społeczeństwo śpi i mleko mu się śni, co w półlitrówkach tkwi cicho za rogiem….”
Piwa nie sprzedają w automatach.
4/ W Polanicy, w szpitalu stoi z kolei automat umożliwiający zakup gipsu. Przychodzi połamaniec na ortopedię i w automacie, za jedyne 50 zł kupuje sobie gipsowy, lekki opatrunek. Następnie idzie z nim do lekarza. Jeśli nie ma 50 zł, to zakładają mu 10 kg zwykłego gipsu  w cenie ze składu budowlanego.
5/Każdy przewodnik turystyczny musi pieprzyć jakieś dyrdymały, mają to we krwi. W Kamiennej Górze, młody miłośnik historii II Wojny Światowej wymyślił sobie tezę, iż Michaił Kałasznikow/konstruktor AK 47/ pił wódę z Hugonem Schmeisserem/ twórcą legendarnego Sturmgewehr 44/ i podczas tej libacji wykradł plany broni. O zgrozo!! A Hitler ze Stalinem pewnie grali razem w golfa. Tylko jeszcze nikt tego nie odkrył.
Inna młoda miłośniczka - oprowadzaczka, znawczyni maszyn średniowiecznych umieściła Leonarda da Vinci właśnie w tym okresie. Bo wiadomo przecież, że przed erą komputerów to wszystko było średniowiecze. I tak dalej, i tak dalej.
Raz w życiu trafił mi się przewodnik, do którego w żaden sposób nie mogłem się doczepić. Kilka lat temu dołączyłem do węgierskiej wycieczki zwiedzającej jaskinie. Przez 2,5 godziny słuchałem wytrwale i zrozumiałem tylko jedno słowo: „ katastrofa”. Ale było miło. Może też i polscy przewodnicy mogliby oprowadzać po węgiersku??
6/ Na koniec mój ulubiony dialog kawiarniany. Zawsze ten sam, od lat i wszędzie i zawsze. Sprawdźcie sami.
- Poproszę czarną kawę, bez niczego.
- Z mlekiem?
- Nie.
- Cukier?
- Nieeeee!!!!