sobota, 30 marca 2013

Wielkanocne jaja





Święta Wielkanocne nieodłącznie kojarzą się z jajami. Są kraszanki, są pisanki oraz jaja na twardo. Różne jaja ludzie robią, różnej wielkości i urody także takie dla śmiechu. Wybiorę trzy. Najmniejsze, takie przepiórcze uczynił lider zespołu Butelka nazwany na planie filmu przez senatora Wyrowińskiego „Panem Butelką”, otóż ten „Pan Butelka” udzielił wywiadu redaktorowi Kowalczykowi. A w nim czytamy:

„Zagrałeś w filmie ‘Panoptikon’ Marcina Gładycha ukazującym min. dzieje tożsamości narodowej mieszkańców naszego miasta. Czy jesteś patriotą? Co znaczy dla Ciebie bycie patriotą współcześnie?

Sądzę, że jestem patriotą, urodziłem się w sześćdziesiątym trzecim roku, w zupełnie innej świadomości i rzeczywistości. Pojęcie patriotyzmu niezwykle się zdewaluowało i ono znaczy dziś zupełnie coś innego  niż wtedy, kiedy dorastałem. To, że zagrałem w tym filmie dowodzi, że jestem patriotą, ponieważ zagrałem w nim nie pytając o żadne warunki.”

No jaja jak nic. Wychodzi na to, że dokonałem tego, co się całej „Rodzinie Radia Maryja” nie udawało przez wiele lat. Zrobiłem z przyjaciela diabła Rokity patriotę. Wystarczyło tylko charytatywnie zagrać w filmie i już ojczyzna ma kolejnego fana. Problem jest tylko taki, że jak się Ona o nas upomni /jesteśmy z tego samego rocznika/ to już tylko możemy się nadać do kopania rowów albo pilnowania wojskowych składów marmolady.
Trochę większe jaja sobie robi, wielkości takich od kokoszki Nasz Pan Prezydent, co rusz demokratycznie wybierany. Rozpoczął właśnie swój własny proces beatyfikacyjny. Wszędzie gdzie tylko się da, chwali się mostem, który w co nie wątpię, zostanie za kilka lat nazwany jego imieniem. Oto mała próbka z facebooka:

„Materiał w głównym wydaniu wiadomości był świetny - toruński most wśród najlepszych produktów inżynierskich na świecie, np. Golden Gate. Doborowe towarzystwo i znakomita promocja dla miasta. "Toruń zainwestował nie tylko w infrastrukturę" - tymi słowy Marcin Szewczak zakończył swój materiał dla TVP. Miło było posłuchać i popatrzeć :)”

I wyborcy pochwycili, komentują –

„Panie Prezydencie-mieszkańcy na zawsze będą Panu wdzięczni! Naprawdę jest Pan WIELKI!!! Serdecznie Pana pozdrawiam!”

To ja też wykrzyczę - Santo Subito!!! I już. Szkoda tylko, „że inżynierowie z naszej budowy” mając problemy z zainstalowaniem 2500 tonowych łuków nie wpadli na to, aby Pan Prezydent sam je tam postawił. Dałby radę, a cud jest przy beatyfikacji wymagany.
Największe jednak jaja to robi sobie Vincent, minister. Wielkości strusich. Wymaga płacenia podatku od rautów. Co oznacza, że jak na jakimś wernisażu zjem trochę paluszków i wypiję lampkę wina, to muszę to do PIT-u podać jako mój dochód. I co ja w takiej sytuacji mam począć na weselu Natalii, naszej dziennikarki, na które w charakterze gościa miałem się udać? Przyjdzie mi z własnymi kanapkami i flaszką pojechać, bo inaczej będę musiał od kotleta uiścić podatek dochodowy albo Państwo Młodzi zapłacą taki od darowizny. Sprytna ta Nasza Ojczyzna się robi, oj chyba nawet zbyt sprytna.

poniedziałek, 25 marca 2013

Hi hi hi….,ha ha ha….ho ho ho




fot.R.Smużny

Hi hi hi….,ha ha ha….ho ho ho – jak łatwo napisać takie wyrazy onomatopeiczne, ale jakże trudno wkleić je w smutny polski pysk. Czasy Dudka, Dobrowolskiego i Waligórskiego przeminęły już dawno, pozostali już tylko dowcipnisie udający kretynów, szastający maglowym dowcipem. Teraz guru scenicznego dowcipu to jakiś Abelard Giza, który zasłynął dowcipem o bąkach papieża. Afera z tego zrobiła się wielka. Kpi sobie gostek z watykańskich gazów publicznie i na dodatek tłumaczy się w mediach ze swoich intencji wciągając w to i Mahometa i wszystkich proroków z Wojewódzkim włącznie. Po sądach będą go teraz obrażeni Wielcy Polacy ciągać i tu dopiero zacznie się kabaret. A przecież to był żart. Wprawdzie domyśliłem się tego tylko dlatego, że był wypowiedziany w kabarecie, bo gdyby to samo zdanie wypowiedział gastroenterolog to uznałbym to jako nowinkę naukową. A tak wyszło, że to jest dowcip. Jakże jednak ciężko wychichrać się słysząc taki tekst. Jakże w ogóle ciężko chichrać się ostatnio. A chichrać się trzeba, bo to nadrzędne prawo człowieka styranego. Puścić przeponę w ruch, uronić parę łez ze śmiechu. I chichrać się, brechtać, wyśmiechtać się. Jak to jednak zrobić jak kabareciarze traktują człowieka jak idiotę a gilganie stóp już niewiele daje? No nie jest tak źle, ostatnio udało mi się zwiększyć dawkę endrofiny w sobie. A to za sprawką celulozowego Teatru  Pawła Jaworskiego. Od lat powtarzam, że jego dowcipu nie lubię, ale co z tego jak mnie rozbawił pysznie. Albo kłamałem, albo Jaworski wskoczył w moje tryby. Wolę to drugie. Niech będzie, że ten wyssany z cyca poważnej matki satyryk dojrzał do absurdu absurdalnego. Wyluzował z dowcipem i podniósł swoje IQ. Ubrał to wszystko w nietypową formę teatralną, bardzo łatwopalną, bo z papieru. Co już jest czymś nowym, świeżym w naszej rzeczywistości. Zastąpił pacynki rysowanymi postaciami „Rysynkami”, skrzyknął kilku fajnych dowcipasów jak Czyżniewski, Wożniak, Smużny, Droszcz i bawi społeczeństwo. Podobno to pierwszy w Polsce taki teatr. Nie wiem. Może i tak jest, jak też jest pierwszym w pełni ekologicznym teatrem, teatrem z recyklingu i niestety także kolejnym teatrem, który wyniesie się z Torunia. Szkoda, bo pięknie się zapowiadało. Dwa spektakle już widziałem, czy też raczej słyszałem, bo  za każdym razem stał przede mną słup, to pomimo mojej ograniczonej percepcji czekam na trzeci. Do Warszawy pojadę, a co. Żeby się pośmiać - warto.
Dzisiaj chyba ostatnia okazja, aby wydać rozsądnie, dla zdrowia 5 złotych i pośmiać się do woli w Klubokawiarni „2 światy” na Ducha w Toruniu.

sobota, 23 marca 2013

Primavera z telefonu




Myli mnie strasznie krajobraz za oknem. Zima w pełnej okazałości. Śnieg pada, mróz chwyta, paznokcie pękają a jednak wiosna przyszła. Roślinki jeszcze śpią a bociany z Afryki nie doleciały. Podobno zatrzymały się na odpoczynek na Cyprze i czekają aż w bankomatach pojawi się kasa. Bez forsy nie mogą przylecieć gdyż muszą mieć na becikowe. I to znowu wina Ruskich. Co roku przysyłają nam zimne masy powietrza a chwilę po tym podnoszą cenę gazu, to w tym roku, aby nas jeszcze bardziej pognębić zamrozili aktywa na trasie naszych boćków. W Cypryjskich bankach. My się jednak nie damy. Ja w każdym bądź razie swoją osobistą Primaverę już mam. I to żadna flora czy fauna mi tego nie zwiastuje a zwykły dzwonek. Telefoniczny. Budzą się ze snu zimowego abonenci komórkowi. Nawet miałem telefon, którego spodziewałem się mniej więcej dwa lata temu, ale milczał i dopiero teraz się odezwał. Ciepełko też poczuli Internetowi wysyłacze poczty i maile zaczęli słać obficie. Cały ten telekomunikacyjny zgiełk przypomniał mi, kim jestem. Pozwolił mi odbudować swoją tożsamość. Wychodzi na to, że robiłem jakieś filmy i jeszcze mam ich robić więcej. Coś fotografować i dużo, dużo pisać. Organizować, hodować pomidorki, pokazywać się i oczywiście mącić. Wszystko po staremu tylko jedna nowość. Przyjdzie mi w tym roku otworzyć osobiste biuro podróży. Już mi spuchł kalendarz od zaplanowanych terminów. Pozwiedzam sobie trochę Polskę jak za dawnych czasów, tylko teraz, jako swoista instrukcja obsługi filmów, jako tak zwany „ciekawy człowiek”. Już nie będę wprawdzie odpowiadał na pytanie –„skąd ten pomysł?” ale jakieś inne się znajdą, chociażby -”Co Pan miał na myśli?”.

sobota, 16 marca 2013

50+





Rozpocząłem ostatni miesiąc mojego pierwszego półwiecza od sprawienia Ministrowi Rostowskiemu prezentu w postaci mandatu z Urzędu Skarbowego. W imię społecznej solidarności połatałem trochę dziurę budżetową. Dołożyłem parę groszy do rządowych projektów aktywizacji pięćdziesięciolatków. Za moją kasę mogą mnie teraz nauczyć spawania okrętowego , dla zdrowia na rower wsadzić albo chociaż krem na cerę podarować. Istnieje też taka możliwość, że haracz ten wróci do mnie w postaci dofinansowania z Urzędu Miasta, gdyż wydział promocji dołoży się do mojej akcji portretowej „Das Geburtstagstoto 50+”. I to chyba pierwszy taki wypadek w Polsce, gdy urząd dokłada się do urodzin obywatela. Oczywiście bardzo mnie to cieszy tym bardziej, że te pieniądze nie zostaną wydane na kolację dla urzędników, tylko na zdjęcia, jakie otrzymają sfotografowani obywatele Torunia. Tym sposobem bilans będzie zerowy. Jednak mandat to mandat i pomimo tego, że był bolesny finansowo, to nastroił mnie bardzo pozytywnie. Mam na piśmie dowód, że jeszcze żyję. I to jak żyję! Z przytupem. Wbrew ogólnie panującej opinii rozpoczynam najlepszy okres swojego życia. I nie zmieni tego ani strzykanie w krzyżu, ani zadyszka na pierwszym piętrze ani nawet zaniki pamięci. To są wręcz stany pozytywne, które niewątpliwie ułatwią mi życie. Jakże łatwo będzie mi teraz odmówić taszczenia ciężkich toreb i pakunków. Wrzucać węgiel do piwnicy czy kopać rowy przeciwczołgowe. To przecież może grozić przełamaniem człowieka na pół. A pół człowieka jest bezużyteczne, to nie to, co pół litra. Z tego lenistwa mięśni cieszy się niewątpliwie mózg. On najbardziej skorzysta na andropauzie. Cała energia z jedzonka i promieni słonecznych dla niego. Konsumuje sobie te wszystkie węglowodany, białka, witaminki i chichra z młodszych kolegów. Oni muszą przyswajać często bezużyteczną wiedzę, a nóż kiedyś się przyda. Kombinować jakby tu geny przekazać dalej i planować przyszłość. A na dodatek jeszcze marzyć. A ja i mój mózg już mamy luzik. Wszystko już widzieliśmy, wszystko już było, wszystko już wiemy. Marzenia zamieniły się we wspomnienia. Stan idealny. Poważni naukowcy, czyli goście po pięćdziesiątce postarali się o sprytne alibi dla dziwacznych zachowań, jakie bezkarnie można teraz czynić. Immunitet stetryczałego zapewnia mi całkowitą bezkarność.