poniedziałek, 20 lutego 2012

koniec scenariusza


 Na fotografii Jagoda Żurek, fotografował komputer to i on ma chyba prawa autorskie.

Gdybym był młody i piękny, to bym w ostatnich chwilach wyglądał tak jak na zdjęciu. To jednak jedyny szczegół, który mnie odróżnia od tego zdjęcia. Siedzę tak samo i tępym wzrokiem wpatruję się w ekran komputera. Próbuję coś wymyśleć, bo została mi już tylko jedna, ostatnia scena scenariusza. Jak ją napiszę, to już koniec, przestaję czytać książki, biografie i wspomnienia. Nie stukam w klawiaturę. Nadejdzie wtedy czas bezmyślności. Połowę mózgu wyślę na Kanary na zasłużony urlop. Druga połowa wystarczy mi do nakręcenia filmu tym bardziej, że w ekipie mam tyle mózgów parujących od pomysłów, że spokojnie film pojedzie dalej. Zostawię sobie tylko tę część organu, co odpowiada za fizjologię i przyjemności. A wszystkie fragmenty od analizy, logiki i wyobraźni wsadzam w samolot i dwa tygodnie laby. Póki co, to jeszcze tylko ta jedna scena. W zasadzie to już ją mam. Problem tylko w tym czy wybrać tę najtańszą, z jednym aktorem i panoramą Torunia, tę średnią czy też szarpnąć się na budowanie dekoracji, zamykanie ulic, dziesiątki statystów i czołg? Byłoby łatwiej wybrać, gdyby była kończącą film, ale niestety jest w jego samiuteńkim środku. Na tyle jednak istotna i ważna dla całego obrazu, że chyba dzisiaj już tego nie dam rady rozstrzygnąć. Na razie zostawiam to.
A film? Film się robi – powolutku, ale zgodnie z harmonogramem. Z mozołem realizujemy kolejne sceny. A gdyby tak spróbować podsumować dotychczasowe dokonania, to jeszcze nie jesteśmy nawet w połowie. Brakuje jednej sceny z epizodu 1945r., jednej z 1939, kilku przebitek i całego epizodu 1901, 1920 i procesu Ks. Popiełuszki. Mamy na to jeszcze sporo czasu.
Imponująca jest natomiast liczba osób i instytucji, które włączają się do realizacji. Poczynając od Fundacji You Have It jako producenta filmu i Dorotkę, która to jakoś wszystko ogarnia. Niezwykle nam pomocnego przy ostatnich trudnych zimowych zdjęciach współproducenta, czyli Toruńską Agendę Kulturalną, Dwór Artusa, Szkołę Leśną na Barbarce, Parafię św. Jakuba i wiele, wiele innych. Myślę sobie, że jak przyjdzie czas podziękowań, to będę musiał kilka godzin wymieniać wszystkich, którzy nam pomogli. Ale dopóki nie skończyliśmy jeszcze filmu, wysyłam tylko takie jedno zbiorowe – DZIĘKI OBYWATELE!

sobota, 18 lutego 2012

Alicja co nam fundusz ukradła.


  Wielkim światem zapachniało w Toruniu. Kręcą serial „Szpital Alicji”. To już chyba milionowy tego typu produkt w polskiej telewizji. Większość z nich to popłuczyny po amerykańskich serialach z lat już odległych. Teraz pojawiają się u nas w tak dużych ilościach, że wygląda na to, iż w Stanach ostatnio robili porządki w szafach i wiele starych scenariuszy znalazło się na kalifornijskich śmietnikach. Pozbyli się ich, bo amerykański widz, najbardziej serialolubny na świecie dopomina się nowości. Może nie w treści, ale na pewno w realizacji. A te nawet po liftingu nadają się tylko do Europy wschodniej. Potem pojawią się w wersji czarno - białej w Ugandzie, chwilę po tym jak znajdą się na naszych śmietnikach. Póki co, produkcja trwa. Stacje telewizyjne ogłaszają potem tryumfalnie wyniki oglądalności. Zawsze wtedy pada magiczne: „badania przeprowadzone na zlecenie naszej stacji (…) ( co dla mnie zawsze brzmi jak: „Uwaga, a teraz przekręt będzie!”), wykazały wielkie zainteresowanie naszym nowym serialem.” No jakieś 3 miliony widzów, jest ok. W tym samym czasie w pięciu innych stacjach ogłaszają to samo. To są prawdopodobnie te same miliony, tylko zgodnie z najlepszą techniką oglądania telewizji poprzez ciągłe zmiany kanałów jeden widz potrafi 10 razy na godzinę obejrzeć ten sam odcinek. Jak zgubi wątek w jednym, to sobie uzupełni innym od konkurencji. Z uwagi na ten pilotowy sposób oglądania dobierają też aktorów, takie sceniczne mydło, co to stoi i kwestię wypowie. Pomimo tego, że te nasze seriale tkwią nadal w minionych epokach, są nudne i nijakie, to i tak je kocham. Oglądam je przeważnie jak leżę chory w łóżku. I stwierdzam, że mają uzdrowicielską moc. Gorączka nie pozwala mi za bardzo skupić się na fabule i wystarczy mi, że łażą po korytarzach i coś gadają. Po jednym, przeskakiwanym seansie mój mózg zaczyna się bronić, ponagla organizm do szybkiego rozprawienia się z wirusami, aby jak najszybciej wstać z łóżka. Bo jak to nie nastąpi, to nuda seriali zabije mnie na pewno.
A ten serial kręcony częściowo w Toruniu uzdrowicielski będzie jeszcze z powodu tematyki. Taki gdzieś znalazłem opis: „ będą w nim ukazane prawdziwe przypadki medyczne, przeplatane wątkami miłosnymi.” Treściwy opis nie wyjaśnia niestety czy to chora śledziona pokocha napotkany, gdzieś w spalarni amputowany palec, czy doktor doktorową będzie pożądał. Wszystko się wyjaśni na jesieni, gdy mają być emitowane premierowe odcinki. Akurat to czas chorobowy.
Niestety serial ten pomimo swojej terapeutycznej roli nie uzdrowi chorej sytuacji, jaka panuje w naszym regionie odnośnie powołania Regionalnego Funduszu Filmowego. A wręcz naszym staraniom o jego powołanie zaszkodzi, odbierając nam jeden z ważniejszych argumentów, że nikt nie przyjedzie do naszego regionu kręcić filmy, seriale dopóki taki nie powstanie. Bo przecież funduszu nie ma, a przyjechali i co ty Gładych tak pianę biłeś pewnie, masz wściekliznę.

wtorek, 14 lutego 2012

Psycholog na plan



fot. Anna Wojciulewicz



Kłócą mi się na planie jak żaby na wiosnę. Ładunek emocjonalny, jaki zmagazynowano na zapleczu produkcji ma siłę rażenia podobną do nalotu dywanowego na Drezno. Zdarza się. Każdy jednak problem jest rozwiązywalny. Trzeba tylko trochę pobawić się w psychologa. Jednego zrugać, innego pogłaskać i załatwione.  Przyczyna tych emocjonalnych rozterek tkwi paradoksalnie w mocnym zaangażowaniu ekipy w produkcję filmu.  Każdy, kto w nim bierze udział, chce wnieść jak najwięcej. I to jest piękne, jednak nagromadzenie dużej ilości indywidualności na małej powierzchni grozi wybuchem.  Po ostatnim wyjątkowo męczącym maratonie zdjęciowym ustawiła się do mnie kolejka narzekaczy. Pojechali tak po polsku. Każdy na każdego. Tylko chyba jedna osoba z całej tej masy ludzi nie miała pretensji do innych i do niego nikt nie zgłaszał takowych. No ale cóż, to gość z mojego pokolenia. Daje radę. Pozostali wysypali mi pod nogi tonę ludzkich przywar. Wymagają ode mnie, jako reżysera, abym zajął się wychowywaniem ludzi. Jak ktoś zauważy u innego jakąś parszywą cechę, to wali z tym do Gładycha:  „Marcin zrób coś z tym, tak nie może być”. No i proszę jedno dziecko w domu do wychowania i kilkanaście przy filmie. Piękna perspektywa. Wypadałoby zgodnie z panującą obecnie modą zatrudnić na planie psychologa, albo jeszcze lepiej Drzyzgę. Zrobić „Rozmowy poza planem”. Nowy program, mający uzmysłowić ludziom, że lubienie jest jedynie niezbędne przy budowaniu „babek” w piaskownicy, ale przy produkcji filmu, to już inne cechy są ważniejsze.

środa, 1 lutego 2012

Temperatury wpływ.


W 67 rocznicę wymiany okupanta w Toruniu, Sowieci znowu ingerują w nasze sprawy. Tym razem zamiast bohaterskiej armii przysłali nam mróz. Z dalekiej Syberii wielkie masy zimnego powietrza. Bezszelestnie wtargnęli w nasze życie i pokrzyżowali nasze plany. Mieliśmy w najbliższych dniach biegać po podtoruńskich lasach bawiąc się w wojnę. Karabiny z amunicją, wybuchy, wóz pancerny, SS-mani i oczywiście oddział „wyzwolicieli” z litrami wódy i harmoszką. Wszystko na nic. Mróz okazał się zabójczy dla kamer. Najnowsza technologia zachodniej cywilizacji uległa syberyjskiemu wyżowi. Chichot historii. Temperatura jest bardzo istotna dla filmu. Jest to czynnik wręcz strategiczny. Na jej wahania nie tylko ma wpływ aura, ale też stosunki międzyludzkie. A w tej materii wręcz wrze. W tak dużej grupie współpracowników to nieuniknione. Tworzą się koterie, frakcje. Bywają sprzeczki, romanse i rozstania. Jeszcze pół roku kręcenia filmu i dziecka się doczekamy. Ale kogo z kim? Nie wiem. Trudno nadążyć za nimi. Jednego dnia jest tak, a drugiego całkiem odwrotnie. Na odwyrtkę. A to dopiero początek, bo młodych przybywa w filmie, a wszyscy tacy śliczni. Malowane dzieci. To jednak żadne zmartwienie, cóż przywilej wieku. Istotne jest to, co przed kamerą. A tam też ładnie. Bo pięknych, przystojnych aktorów jest pod dostatkiem, ale ze świecą szukać takich jak Krystyna Feldman czy Bourvil. Cały Świat chce być tylko piękny. Ale jak już taki zostanie, to utraci swoje piękno i stanie się normalny. I co dalej?