czwartek, 24 lutego 2011

Bieda dla filmowców

Wygląda na to, że nasze skromne toruńskie środowisko filmowe przegrywa na całej linii. Urząd Miasta i Marszałek  rozdają  pieniądze na kulturę. Stypendia Marszałka głównie podratują muzyków. Mamy jakieś wyjątkowo umuzykalnione społeczeństwo w tym naszym województwie. Dla filmowców nie ma ani złotówki.  I coś mi się nie chce wierzyć, że nie składali wniosków, że nie chcą robić filmów  albo  robią je z funduszy sponsorów. Na liście z Urzędu Miasta na szczęście znalazłem jedną filmową pozycję. Chociaż zdziwił mnie brak dofinansowania filmu o gen. Elżbiecie Zawackiej i drugiego o Marianie Rose. Realizacja tych filmów została już zaczęta i nie może być dokończona tylko z powodu braku odpowiednich środków. Wstyd.
Jedyny film jaki dostał dofinansowanie to oczywiście film promocyjny. Chociaż tyle.
 Przejrzałem stronę internetową Grupy Falco, która to ma wyprodukować ten film. Trochę ich tam jest. Jak zobaczyłem, że to są baloniarze, paralotniarze i co tam jeszcze łatać może( nowe słowo w moim słowniku – sprzęt mikrolotowy. A pilot to zapewne – mikrolotowiec  albo mikrolataż) to pobiegłem po aviomarin do apteczki. Mam lęk wysokości.
Środki zapobiegawcze były niezbędne. Wysokie loty.
Co ciekawe - oglądając film Rysia Kruka , też o Chopinie miałem takie same odczucia żołądkowe. Rysiu kupił albo wypożyczył kran. I jak już go dostał to co chwila w górę albo w dół. W jednym momencie byłem w trawie a po chwili latałem nad drzewami. Jako widz, oczywiście. Martwię się tylko czy w przyszłości jak tylko usłyszę  Chopina to będę musiał sięgać po aviomarin. Niestety przyzwyczaiłem się już do tego, że jak słucham tej muzyki to widzę oczyma wyobraźni wierzby rosochate a oni mi każą fruwać.
Powstanie zapewne nowy film promocyjny zaprzeczający prawom grawitacji i przefiltrowany na potęgę. Wiedzą co się podoba. Dynamika i  ładne widoczki. Sam też często korzystałem  z tej wiedzy robiąc zdjęcia. Gdy nie miałem pomysłu lub czasu  to robiłem je w sepii. Zawsze się podobało. Niestety nie mnie.  W czasach gdy uczyłem się fotografii efekt  sepii  mogłem uzyskać  tylko chemicznie. A w tym procesie wydziela się siarkowodór. I od tamtego czasu wszystkie takie zdjęcia śmierdzą mi zgniłymi jajami.

niedziela, 20 lutego 2011

Malkontenci mają się dobrze.

Pan Poeta i dziennikarz, ten od Wolnego Rynku Poetyckiego mając w zanadrzu jeszcze wolne a nie spisane myśli postanowił pisać bloga. I tak jak to by się można po nim spodziewać umieszcza tam defetystyczne teksty. Miasto wymiera, nie ma się gdzie napić i nie ma z kim, za dużo czerwonych cegieł na starówce a władza jest do dupy. Takie rasowe, polskie teksty. Tego typu światopogląd ma w naszym kraju olbrzymie rzesze zwolenników.
 Ja szczególnie lubię jednego z nich, mistrza świata defetyzmu nijakiego Jacka Ch.  Osobnik ten z braku własnych talentów i umiejętności postanowił spełniać się jako naczelny cenzor wszystkich i wszystkiego. A szczególną uwagą otoczył Michała Zaleskiego i jak tylko wyczuł ,że u Giedrysa można ponarzekać  to ochoczo się do tego zabrał. Powodzenia chłopaki !
A tak naprawdę to w Toruniu dzieje się wiele pozytywnych i ciekawych  rzeczy. O to kilka z nich.
1. Rysiu Kruk robi dokument o toruńskich muzykach a jest ich tu bardzo dużo. I to dobrych czy wręcz nawet wybitnych.  Mamy czym się pochwalić. Powstanie film pełnometrażowy, może godzinny a tak naprawdę dało by się zrobić z tego serial.
2. O Zbyszku Cołbeckim i Bikini też robią film. Duet Budny-Bielicki jako osoby znające doskonale toruńską scenę muzyczną gwarantują nam rzetelną robotę. Chwała im za to.
3.Na UMK odbywa się właśnie arcyciekawa konferencja naukowa o Depeche Mode. Nie cierpię tej muzyki, ale pomysł konferencji wyśmienity.
4.Tomasz Cebo wystąpi w eliminacjach talent show Must be the music w Polsacie. Powodzenia!
5. Radek Garncarek w teatrze śpiewa Grechutę. Nie wierzę w to ale tak jest.
6. Teatr Wiczy dostał lokal.
7. Sebastian Płocharski zrobi film głęboko offowy  według scenariusza Giedrysa.
8. W Dworze Artusa odbędą się Mistrzostwa Polski w piłkarzykach. I wygra Zofia.
A ja idę na spotkanie z Jankiem Świerkowskim, może przeniesiemy na ekran Instytut B-61.
To i wiele innych ciekawych rzeczy dzieje się w Toruniu.
I wiosna idzie.

niedziela, 13 lutego 2011

Ech, poeci.




Wybrałem się w piątek na Wolny Rynek Poetycki do Artusa. Podnosiłem frekwencję, chociaż nie musiałem, bo ludzi sporo. Zaproszony zostałem na tę imprezę przez samego jej stwórcę. Twórcę tej imprezy – Grzegorza Giedrysa. W wolne dni gdzieś tak pod wieczór, ten znany w Toruniu dziennikarz –malkontent bywa poetą. A jako że ciężko coś z tymi wierszami zrobić w dzisiejszym niedojrzałym świecie, to Pan Poeta wymyślił sobie z innymi Poetami wspólne kółko zainteresowań. I może bym sobie poużywał na nich, gdyby nie to, że tam byłem, widziałem i słyszałem. Towarzystwo wielopokoleniowe z lekką przewagą młodych dziewczyn autentycznie zaangażowanych. Błysk w oku, lekkie drżenie rąk i suną delikatnie nad ziemią. Czytają swoje wiersze łamiącym się głosem, peszą się słysząc oklaski i wszyscy bez wyjątku, co chwilę przepraszają. Za to, że napisali, za to, że czytają ,że za długo, że za krótko  itd.
A sama poezja? Nie mi oceniać, gdyż mam uczniowski stosunek do wierszy. Lubię te wiersze, których nie muszę się nauczyć na pamięć. Tych wysłuchanych w Artusie nie muszę wkuwać, także mi się podobało.
Na zakończenie Bikini. Podobno pracują nad nową płytą. Czas najwyższy.

czwartek, 10 lutego 2011

W muzeum

Zawitały w Toruniu niedawno dwa stare dokumenty. Przywieziono je w pełnej eskorcie z Państwowego Archiwum w Warszawie do Muzeum Okręgowego w toruńskim Ratuszu. To traktaty pokojowe zawarte z Zakonem  Krzyżackim  a królem Polski, w 1411 i 1466. Pokuj toruński, pierwszy i drugi. Pomyślałem sobie, że miło będzie obejrzeć coś starszego od siebie . Tyle lat minęło od ich spisania , zostały z tych dokumentów  już  tylko wyblakłe strzępy. Wojny, powodzie, pożary odcisnęły swoje piętno.
I tu się pomyliłem. Wyglądają jakby były wczoraj sporządzone. A ja? Dużo gorzej wyglądam a przeżyłem tylko jedną wojnę. Taką na niby wojnę – stan wojenny i ani jednego pożaru, żadnej powodzi. Mało tego, ja się jeszcze od 30 lat konserwuję. Papierosami, glutaminianem sodu ,kwasem benzoesowym , polopiryną, kremem Nivea  i programami typu „IDOL”. Efekty mam mizerne w porównaniu do tego co widziałem w ratuszowej gablocie. 600 lat nie mam szansy przetrwać.
Już chciałem się pożegnać definitywnie z myślą o własnej gablocie w muzeum, aż natrafiłem w sąsiedniej sali na wystawę  pt” Od Parku Cegielnia do Klubu Azyl, czyli jak się bawił Toruń”. Tam wśród licznych eksponatów znalazłem trampki. Miałem takie same, grałem w nich w koszykówkę. A może to są te same, bo dawno temu moje zostały skradzione( a może sam je zgubiłem). To jest możliwe. To nic mam jeszcze kilka osobistych przedmiotów już uznawanych za muzealne. Gablotka się jednak uzbiera.
Znaczek z mojej ……..

wtorek, 8 lutego 2011

Gary Moore nie żyje

Mój syn uczy się grać na gitarze. Na razie gra cicho, a więc  toleruję  to. Gdy jednak da czadu, to słowo daję wpadnę do jego pokoju i odegram Jimi Hendrixa. Roztrzaskam wiosło o piec.  Jako dobry ojciec (według mnie, bo prawo mówi jednoznacznie – za te klapsy z przed lat, zamknąć Gładycha), chciałem podsunąć mu kilku gitarzystów jako wzorce. Taki na przykład  Paco de Lucia, John Mclaughlin czy John Scofield, ale nie musi być ostro rockowo,  jak w Iron Maiden – Janick Gers . No dobrze, to może tak łagodniejszą  odmianę. Takiego dajmy na to Gary Moore.
Pechowo wybrałem .  Nieoczekiwanie zmarł i to w mojej ulubionej Andaluzji. Wprawdzie w Esteponie,  gdzie mówi się po rosyjsku, ale to także południe Hiszpanii.
Szkoda chłopa. Zmarł w wieku 59 lat. Nie jak podają media w wieku 58. Bo przecież powszechnie wiadomo, że rok urodzenia i wiek muszą dać sumę równą – 111.
Gary Moor urodził się w 52roku, plus 59 lat daje nam 111.
Ja urodziłem się w 63, plus 48 lat równa się 111.
I każdy człowiek tak ma.


Pocieszające jest tylko to, że dzięki  Internetowi on nadal żyje.