czwartek, 30 grudnia 2010

One Night Contrakt










Teatr Wiczy zaszalał. Jestem pod wielkim wrażeniem monodramu „One Night Contract”. Ten spektakl w reżyserii Romualda Wiczy Pokojskiego jest największym toruńskim wydarzeniem kulturalnym mijającego roku. Oczywiście, zaraz po premierze „Hakerów Wolności”.
Fantastyczny Krystian Wieczyński, z tą jego żywą gębą. W niej jest wszystko – radość i smutek, głupota i mądrość całego świata. Paradoksalnie drobna niedyspozycja jednego oka Krystiana czyni go bardziej wszechstronnym aktorsko. W zależności od miejsca gdzie usiądziemy na widowni, możemy go różnie odczytywać. Tę samą minę aktora inaczej postrzegamy patrząc pod różnym kątem. I to chyba jedyny taki aktor na świecie. Chociaż…? Był jeden taki u Mela Brooksa – Marty Feldman, ale to aktor komediowy i wyłącznie komediowy. Krystian jest jednak bardziej wszechstronny.
A sam spektakl?  Interesujący.  Kuszenie artysty. Czyż to nie wieczny temat? Przypomnijmy sobie chociażby ostatnie wybory samorządowe i te wszystkie piękne słowa, które padły z ust kandydatów na prezydenta.
Jest to teatr mocno polityczny, albo raczej obywatelski. Jednym słowem –zaangażowany. Wicza wali prosto w pysk, z pięści. I ma racje.
Mam nadzieję, że „One Night Contract” osiągnie sukces!

czwartek, 16 grudnia 2010

Słodko-kwaśny wpis


Skoro tak ostatnio ciągle narzekałem, to już chyba czas na zmianę. Tym bardziej, że nadarza się właśnie wyśmienita okazja. Byłem na próbie monodramu „One Night Contract”. Spektakl jest po polsku, tytuł po angielsku. Tekst zrozumiałem, a tytułu nie muszę, bo właśnie sobie uświadomiłem, że za słabo znam angielski, aby móc podjąć się próby literackiego tłumaczenia tego zdania. Jest z resztą ostatnio taka moda w narodzie, że tytuły, nazwy i slogany (wbrew prawu) podaje się w języku angielskim.  Nawet zespół jak rapuje w polskim ulicznym slangu, to też sobie “make up an original English name”.  Nieliteracko mogę sobie jednak przetłumaczyć np.: „Kobiety nocą kontratakują”.
          To mi się jednak nie zgadza z tym, co widziałem na próbie. Stoi tylko jeden facet na scenie, a że to samiec, to pewne. Ma zarost, włochatą klatkę (w takie śmieszne hipisowskie afro – jak z filmu „Hair”) i często pokazuje przyrodzenie. Właściwie to on nie stoi, tylko jest ciągle w ruchu, stepuje, tarza się po podłodze, gestykuluje i bezustannie wylewa z siebie potok słów.  Nie jest to zwykły facet, tylko sam Wielki Krystian Wieczyński. Świadomie użyłem tego słowa. Bo ON jest Wielki. Sposób, w jaki zagrał, jest absolutnie fantastycznym aktorstwem. Dodam, że byłem na próbie, gdzie nie wszystko jest jeszcze dopracowane. Do premiery pozostało kilka dni, które na pewno nie będą zmarnowane. Krystian wielokrotnie już przekonywał o swoich wielorakich talentach, ale tym razem pojedzie po orbicie. Rewelacja. Inna sprawa, że ma co grać.
Ale to już zasługa Romka Wiczy –Pokojskiego. To wspaniałe, że nie zapomniał o teatrze, że chociaż na chwilę porzucił to smutne urzędnicze życie. Wprawdzie i tam ma większe osiągnięcia jak cały zespół toruńskiego Biura ESK2016, ale to prawdopodobnie dlatego, że ich tam w Gdańsku jest tylko kilkoro, no i mają Wałęsę, a my Rydzyka i przyrośnięte do stołków dupska urzędników w ilości niepoliczalnej dla takiego głupka jak ja.
Wracam jednak do tematu, bo za chwilę będę i tak musiał liczyć, ile z moich podatków pójdzie na te…..no - zapomniałem.
Teatr Wiczy żyje. I te podatki wolałbym płacić na nich, bo jest to jeden z najciekawszych teatrów w Polsce. Doceniany na świecie, niestety nie w Toruniu.
Oj, nie o tym chciałem napisać.
W Toruniu jest doceniany, ale przez widzów. Władze z demokratycznego mianowania i te z administracyjnego nadania opanowały inną Sztukę, sztukę spychologii. Są w tym doskonali i już nam wmówili, że bardziej miastu się opłaca, gdy pomieszczenia w piwnicach ratusza stoją puste, aniżeli ktoś miałby płacić czynsz. Teatr Wiczy płacił za mały haracz, więc lepiej nie dostawać nic. To samo dotyczy Piwnicy pod Aniołem.  Po co zresztą Muzeum Okręgowe ma zarabiać, skoro ma zapewnione subwencje z miasta?  Znowu z moich podatków. W tym muzeum jest przecież kilka milionów zwiedzających rocznie. Statystycznie tak - ale gdyby odliczyć siłą tam zaciągane wycieczki szkolne (na oświatę idzie prawie 1/3 dochodów miasta – znowu z moich podatków) i te przyprowadzane przez przewodników z autokarów, to niewielu chętnych by się znalazło.
A jednak znowu narzekam, to przez podatki. Tak wyszło. To jednak nic. Już niedługo pójdę sobie na premierę. Prawdziwej Sztuki się nawdycham. A dzięki temu, że tak chwalę Teatr Wiczy dostanę zapewne za darmo zaproszenie, potem na bankiecie gratisowej wódki się napiję. Ot i już.
Panowie Urzędnicy i jak tu nie KOCHAĆ SZTUKI? Tym bardziej, że zapowiada się monodram światowej klasy.

sobota, 11 grudnia 2010

W kinie


Znowu przyjdzie mi ponarzekać. To z powodu zimy albo wieku. Czym mi bliżej do nieśmiertelności, tym bardziej staję się marudny. Ciągle mi się coś nie podoba. A  to choinka, a to zakaz palenia i wiele jeszcze innych smutnych rzeczy.  Tym razem  przejadę się po ostatnich toruńskich rewelacjach. Okrzyknięte wspólnie przez „Nowości”  i  organizatorów Toffifestu  wielkie odkrycie sprzed 70 lat. Archiwalne taśmy filmowe autorstwa Bogusława Magiera. Przedwojennego toruńskiego aktora. Niestety jak aktor staje za kamerą to najczęściej kończy się to katastrofą. Tak też było i w tym wypadku. Pełna sala w Kinie Centrum. Starsze towarzystwo. Przyszli powspominać Toruń swoich  rodziców i dziadków. Naczytali się w „Nowościach” o wyjątkowości tego obrazu. Przedwojennych klimatach Torunia, pięknych pejzażach  i codziennym życiu mieszkańców.
Sam też w to uwierzyłem. Niestety rzeczywistość okazała się druzgocąca. Film całkowicie bezwartościowy. I to pod każdym względem. Przez większość czasu pływa sobie jakaś żaglówka  po wiśle. Dziecko biega w parku a kilku gości kąpie się w jeszcze czystej rzece. Torunia tam prawie nie widziałem ale to chyba dlatego, że znużony wpatrywaniem się w  pływającą żaglówkę przysnąłem. I to jest prawdopodobnie jedyna wartość tego filmu. Popołudniowe drzemki są krzepiące.
Teraz się dowiedziałem, że są jeszcze inne filmy tego autora. Na szczęście z innych miast. Jest przez to szansa  na większą staranność kamerzysty. Pojechawszy do innego świata, może pan Magiera był bardziej  zainteresowany  tym co wokół niego się dzieje.
Nie zachwycajmy się czymś tylko dlatego, że jest stare. Ja, też jestem już stary ale nikt mi z tego powodu gabloty w muzeum nie proponuje.

sobota, 4 grudnia 2010

Choinka


Widać już w Toruniu świąteczną krzątaninę. Pojawiła się już choinka na Rynku Staromiejskim i światełka nad Szeroką. Jak co roku w grudniu. Ta  tegoroczna  to niestety koszmar. Blada jakaś taka, smutna i co najgorsze równiutka. Jakby ją zaprojektowano na desce kreślarskiej. Zadałem sobie trud internetowego poszukiwania choinek na całym świecie. Od tej najsłynniejszej stojącej przed Rockefeller  Center w Nowym Jorku  aż  po dziwoląg na Placu Syntagma w Atenach. Takiego dziadostwa jak ta nasza, toruńska nie znalazłem. Na dodatek jeszcze ten nasz świecący stożkowaty przedmiot  leśnego pochodzenia ogrodzili płotem. I kto wie, może nawet opłaty będą pobierać za patrzenie na to dzieło sztuki dekoratorskiej. Tym płotem chcą nas mieszkańców Torunia odgrodzić od tradycji. Od wielu lat zawieszały przedszkolaki swoje ozdoby na tym drzewku. Sam ze swoim synem zawieszaliśmy tam list do św. Mikołaja. Jakoś tak w Pocztę Polską nie wierzymy . A w Mikołaja to mój 10-latek wierzy na tyle ,na  ile trzeba aby otrzymał prezenty.  A tu płot. Straż Miejska tylko czyha za rogiem, aby mi mandacik wlepić. Zebrać pieniądze na przyszłoroczny płot.
A czyja to sprawka? Choinka jest podpisana przez „Nowości” i Urząd Miasta. Nowo-stary Pan Prezydent się chyba takimi pierdołami nie zajmuje, no to chyba ulubieniec  toruńskich artystów, pierwszy w Polsce menadżer starówki – Pan Andrzej Szmak. Pozazdrościł sławy Mikołajowi i ograniczył dostęp do niego(To znana, szczególnie w Chinach metoda). Ten drugi Mikołaj, co stoi obok choinki też jest zagrożeniem dla Pana Andrzeja.
Różne to plotki o wygórowanym „ego” Pana menadżera po Toruniu  krążą . Ale plotki, to plotki nie za bardzo w nie wierzę i nic mnie nie interesują. Niestety jednak sam się o tym przekonałem. Przed laty podczas obiadu z hiszpańską delegacją dziennikarzy musiałem przez godzinę wysłuchiwać  opowieści Pana Szmaka. Opowieści na swój własny temat.
” Nikt tego nie wie
 jak ja kocham siebie
 o sobie tylko śnię ……” sł. M.M.Maleńczuk
Hiszpanie po tym obiedzie byli przekonani, że zaraz po Koperniku , to Pan menadżer  jest drugą najznakomitszą postacią naszego miasta. No i chyba się nie mylili. Ja w każdym bądź razie głęboko w to wierzę i namówię syna aby list do św. Mikołaja wysłał do biura Toruńskiego Centrum Miasta. Pan Szmak jest z krwi i kości. I to tu na miejscu. A czy ktoś widział prawdziwego św. Mikołaja.

Konsul


Prawie wszystkie historie etiud już mam. Brakuje mi tylko jednej. Z okresu 1918-1920r.
Natomiast z innych przełomów mam wręcz nadmiar tematów. Chociażby ciekawa historia kradzieży przez dwóch toruńskich młodzieńców samochodu konsula Rzeszy Niemieckiej na chwilę przed wybuchem II WŚ. To wydarzenie wykorzystał Filip Bajon w filmie „Limuzyna Daimler-Benz”. Reżyser przeniósł wprawdzie akcję do Poznania, ale była to toruńska historia. Film powstał w 83r.
Konsulatów za czasów II RP to trochę było w Toruniu. Skądinąd mieście wojewódzkim.
Poza niemieckim, był też konsulat Peru, Belgii i Francji. Ten ostatni mieścił się początkowo w tym samym budynku, co niemiecki. Na Bydgoskiej 34. W 1922 został przeniesiony na Mostową 30. Do dzisiaj jest tam na elewacji maszt ze smokami, na którym wisiała francuska flaga. Konsulem był Polak Bronisław Hozakowski. Syn ogrodniczego potentata Bolesława, który swoją firmę założył w 1885 r. Ta znana w całej Polsce firma o nazwie „Skład i Hodowla Nasion”, po wielu zmianach własnościowych istnieje do dzisiaj jako TORSEED S.A.
Kupuję na wiosnę zawsze od nich nasiona pietruszki. Sieję do doniczek na balkonie i bywam wtedy prawdziwym mini - działkowcem.
Ale wracając do Pana Konsula. Był on także przedsiębiorcą. Był, wiadomo po ojcu kupcem nasiennym, ale też i największym w Polsce importerem rosyjskich samowarów. A samowary wiadomo, najlepsze są z Tuły, miasta położonego w europejskiej części Rosji. Sam mam taki. I kto wie, może był kupiony właśnie w sklepie Hozakowskiego. Postać Pana Konsula zapewne pojawi się gdzieś w tle, ale głównym bohaterem niestety nie może zostać. Bo nic mi nie wiadomo o jego ewentualnym pobycie w areszcie. Oj, Panie Hozakowski, trzeba się było dać zamknąć, chociaż na tydzień. Byłby Pan dzisiaj bohaterem filmu. A tak- fortunę komuniści zabrali, nikt już nie kupuje samowarów. A nowe władze nawet ulicy nie dały.
Takich bohaterów drugiego planu trochę się nazbierało. Chociażby – Jan Mohn. Był palaczem w areszcie. Potajemnie opatrywał rannych, przenosił grypsy. Własną ulicę w Toruniu ma. Albo Werner Henke. Jako 10-latek przyglądał się wkroczeniu wojsk Hallera do Torunia, a jako 30-latek oddał pierwszą salwę z pancernika "Schleswig-Holstein".

czwartek, 2 grudnia 2010

Stankiewicz Teodor


Kolejną osobą, która prawdopodobnie zostanie bohaterem filmu będzie Teodor Sylwan Stankiewicz. Tak dobieram te postacie, aby ich historia miała w tle któryś z przełomów dziejów miasta . Oczywiście musi w ich życiorysie znaleźć się także epizod z „okrąglaka”. W szerszym kontekście łączy ich idea Panoptikonu. Permanentnej inwigilacji.
Oto fragment z Rocznika Oficerskiego Rezerw 1934; Słownik Biograficzny Konspiracji Pomorskiej 1939-1945, cz. 2, s. 155-1577.

„Stankiewicz Sylwan Teodor [1895-1969], członek POW, oficer rez. piech. WP, por. [1919], w konspiracji ODR/AK, kpt., ps. „Butler”, „Kaźmierczak”, „Mogiła”, „Paweł”.
Kmdt Obwodu AK Toruń-miasto 1944 – X 1944. P.o. Kmdt Inspektoratu AK Toruń X 1944 – I 1945. Okręg Pomorze AK.

……………W 1923 przenosi się z rodziną z Warszawy do Torunia, gdzie podjął pracę w Zakładach Przedsiębiorstwa Miejskiego „Elektrownia-Gazownia- Tramwaje”. Następnie pracuje w Wojskowych Zakładach Amunicyjnych Nr 3 i do VIII 1939 w Zakładzie Ubezpieczeń Wzajemnych w Poznaniu – Oddział Toruń. Przydział mobilizacyjny posiadał do 63 pp w Toruniu. W VIII 1939 zmobilizowany i wcielony do Policji. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939. W czasie walk nad Bzurą zostaje ranny. Umieszczony w szpitalu wojskowym. Pod koniec 1939 zwolniony z szpitala powraca do Torunia. Podczas niemieckiej okupacji pracuje jako robotnik budowlany w niemieckiej firmie budowlanej w Toruniu. Usunięty przez Niemców z swego mieszkania. Mieszka w dzielnicy Mokre w Toruniu przy ul. Wybickiego, skąd przenosi się na ul. Klonowicza 38, które było też lokalem kontaktowym.
Czynny w konspiracji niepodległościowej. Od początku 1941 działa w Okręgowej Delegaturze Rządu /ODR/ jako inspektor obwodu Toruń. Jednocześnie pełnomocnik ODR na pow. i miasto Toruń.
Od połowy 1942 w AK. Działa w sztabie Inspektoratu AK Toruń, potem k-dt dzielnicy Mokre, następnie od III 1944, k-dt Garnizonu /obwodu/ AK Toruń. Wydawał i redagował wspólnie z M. Bagińskim ps. „Grzmot” gazetkę konspiracyjną „ Głos Prawdy”. Od jesieni 1944 pełni jako p. o. obowiązki k-dta Inspektoratu AK Toruń. Awansowany w AK do stopnia kpt. rez. Po wejściu wojsk sowieckich nas teren Torunia od 1 II 1945 zgodnie z zaleceniem K.O. AK Pomorze podejmuje starania o wejście do lokalnych władz, by brać bezpośredni udział w tworzeniu polskiej administracji. Zostaje mianowany tymczasowym k-dtem Milicji Obywatelskiej. Następnie do VIII 1945 pracownik Wydziału Wojskowego Urzędu Miejskiego. Potem pracuje  jako likwidator budowlany w Państwowym Zakładzie Ubezpieczeń. Czynny w konspiracji antykomunistycznej. Utrzymuje kontakty organizacyjne w Garnizonie zarówno z k-dtami dzielnic i kpt. rez. saperów B. Pietkiewiczem, ps. „Witold”, „Żbik” – k-dtem Podokręgu Płd – Wsch. Redaguje i wydaje nadal gazetkę „Głos Prawdy”, której nadął charakter informacyjno-propagandowy.
Zatrzymany przez funkcj. UB 25 X 1945 w Toruniu. Więziony w więzieniu karno-śledczym w Toruniu przy ul. Wały gen. Sikorskiego, potem krótko w Bydgoszczy, następnie ponownie w Toruniu przy ul. Piekary. „

Jakże to okrutny opis, taki” odczłowieczony”. Suche fakty, cyferki, skróty. Poza historykami nikt tego nie przeczyta. A biorąc pod uwagę fakt, że coraz więcej ludzi w Polsce ma problem ze zrozumieniem tekstu pisanego to moja rola urasta wręcz do niebotycznych rozmiarów. Staję się tłumaczem, edukatorem, nauczycielem  itd.
A ja po prostu chcę zrobić tylko dobry film.


niedziela, 28 listopada 2010

Śnieg


Spadł śnieg i trochę mi skomplikował sytuację. Pierwsze zdjęcia miały się odbyć w tym tygodniu, a tu na dachach biało. Słońce gdzieś się zapodziało i mróz. W takim wypadku tylko jedna scena ma uzasadnienie historyczne. 1 lutego 1945 r. był właśnie i śnieg i mróz. Kilka dni wcześniej 71 i 136 dywizje 47 Korpusu 70 Armii 2FB okrążyły Toruń i stacjonujących w nim 73.DP oraz 31. i 337.Dyw. Grenadierów Ludowych pod dowództwem gen Otto Ludecke (ok. 30 tyś. żołnierzy). Walki nie były ciężkie. Zdobyto je bez wsparcia artylerii i broni pancernej. Niemcy opuścili miasto 31stycznia w kierunku północno-zachodnim poprzez Świecie do Grudziądza. Dzień później bezimienny czerwonoarmista zatknął flagę z sierpem i młotem na Ratuszu. Cień tej flagi padał na Toruń, aż do czerwca 1989r. Data obalenia komuny jest trudniejsza do ustalenia. Był to proces ewolucyjny, a więc nie istnieje graniczna data. Czy był to dzień zwycięstwa Solidarności w wyborach, czy powstanie rządu T. Mazowieckiego, a może zaprzysiężenia Lecha Wałęsy na Prezydenta III RP lub wyjście wojsk radzieckich z Polski.? 18 września 1993 o godz. 5.30 ostatnich 24 oficerów Armii Czerwonej, po 49 latach opuściło granice Polski. Z Torunia wyjechali dużo wcześniej. Stacjonował tu batalion pontonowy i były składy uzbrojenia lotniczego.
Jakby nie było, nic w zimie się nie działo!
Zmiana sztandaru 18 stycznia 1920 roku, jak podaje naoczny świadek  Jerzy  Serczyk,  nastąpiła  „w pochmurny i mokry,  ale bezśnieżny dzień….”. Na Ratuszu zawisły dwie flagi ufundowane przez Korporację Kupców Polskich.
I jeszcze jedna data z 1939r., kiedy to we wrześniu zawisła na wieży ratuszowej biała swastyka na czerwonym tle. Z resztą nie była to pierwsza flaga hitlerowska, która wisiała w Toruniu. Od czasu przyjęcia swastyki, jako oficjalnego symbolu III Rzeszy, często powiewała nad budynkiem Konsulatu Niemieckiego na Bydgoskim Przedmieściu. A wrzesień był wtedy piękny i słoneczny.
Jak to pogoda może pokrzyżować plany.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Sceny symboliczne


Prawdopodobnie, jak pozwoli nam na to pogoda, ruszamy z pierwszymi zdjęciami. Mają to być sceny symboliczne. Przebitki, konieczne do łączenia scen rekonstrukcyjnych w trakcie późniejszego montażu. Te kilkusekundowe ujęcia plastycznie zdefiniują widzom moment przejścia z epoki do epoki. W Toruniu, przez ostatnie sto lat wielokrotnie dochodziło do zmian. Mieliśmy prusaków, II RP, hitlerowców, komunistów i tak aż do 89r.Tym znakiem przejścia ma być symboliczna, bo niekoniecznie ma to uzasadnienie historyczne, zmiana flagi na Ratuszu. I tak, powiedzmy pierwsze ujęcie to- zmiana flagi pruskiej na flagę II RP. Nie wiem w , którym momencie taki fakt miał miejsce i czy w ogóle to się wydarzyło. Jaką flagę zawieszono i kto ją zawiesił. Wiele pytań, na które trudno jest dzisiaj uzyskać jednoznaczną odpowiedź.
Film to jednak taki mały konfabulant. Można dla dobra tempa, dramaturgii itd. nałgać do woli. To nie znaczy, że tak będzie. Raczej będę się starał tym razem wiernie odtworzyć fakty. Od czasu do czasu jednak……..
Powiedzmy, że pruską flagę zmieni mój dziadek – Leonard Lasociński. Polak. Wcielony podczas I Wojny Światowej do wojska Jego Cesarskiej Mości Wilhelma II, czyli jak wtedy mawiano do Wilusia.
Otóż Dziadek będąc na urlopie w Toruniu, gdy wybuchło Powstanie Wielkopolskie zdezerterował z armii niemieckiej i przystąpił do powstania. Prawdopodobnie czynnego udziału w walkach nie brał ale zdjęcie sobie zrobił. I ta fotografia okazała się wiele lat później źródłem kłopotów. Gdy Niemcy znowu zagościli w Toruniu, już jako armia nazistowska wypomniano mu ten epizod. I co? Znowu w kamasze. Na szczęście pojechał na front zachodni. I dziadek znowu zwiał. Po internowaniu trafił do armii Andersa. To już była czwarta armia, w której służył. A w zasadzie piąta – bo w II RP szył balony dla wojska. Mając takie ciekawe życie, chyba mogę pośmiertnie poprosić go o zawieszenie flagi na Ratuszu. Oczywiście - symbolicznie.

czwartek, 18 listopada 2010

Nowy blog

Pomysł narodził się podczas mojej wizyty w areszcie śledczym w Toruniu. To była wizyta związana z realizacją rekonstrukcji do „Hakerów …”, a nie jak to tam przeważnie bywa z inną działalnością. Miejsce fascynujące pod wieloma względami. Często się zastanawiałem jak tam jest w środku, ale rzeczywistość przerosła moją wyobraźnię. Wyjątkowo malownicze miejsce, gdzie czas zatrzymał się dawno, dawno temu. No i historie związane z tym miejscem. Absolutnie jest to temat na film. Jak dokładnie będzie wyglądał? Tego jeszcze nie wiem. Powoli już jednak się wyłania. Powstają różne koncepcje, pomysły zlatują z chmur i czytamy, gadamy, czytamy, gadamy itd. Ale „my” –to kto?. My to –Krystian Wieczyński, Marceli Sulecki, ppułk. Grzegorz Breitenbach i oczywiście ja. Pan pułkownik jest naczelnikiem aresztu i ma wielką wiedzę związaną z historią tego miejsca.
Pierwszy raz jednak zdarzyło się tak, że zanim powstał film a nawet nie ma jeszcze gotowego scenariusza, jest już tytuł. I raczej już taki zostanie, bo on doskonale spina wszystko to, co przez ten film chcemy przekazać. To jest – PANOPTIKON, nie mylić z panopticum, które oznacza –zbiór osobliwości ( ma jeszcze parę innych znaczeń, ale to nie jest dla nas istotne). Ten nasz Panoktikon, też ma kilka znaczeń i te nas jak najbardziej interesują.
Po pierwsze to model więzienia. Takiego właśnie jak to nasze w Toruniu. Wybudowanego na planie koła, z centralnie usytuowaną strażnicą. Architektura tego budynku pozwalała kontrolować wszystkich więźniów rozmieszczonych w celach dookoła. Więźniowie mieli przez to poczucie, że cały czas są pod obserwacją. Chociaż strażnicy byli dla nich niewidoczni. Dzisiaj tę rolę przejął nadzór elektroniczny. Ten model więzienia zaproponował brytyjski filozof Jeremy Bentham na początku XIX wieku. Jego projekt nie został wtedy wcielony w życie. Doczekał się jednak realizacji po kilku latach, w okrojonej wersji w Londynie, Filadelfii i oczywiście w Toruniu.
Po drugie- idea Panoptikonu powróciła w pracy innego filozofa – Michaela Faucaulta
pt: ”Nadzorować i karać. Narodziny więzienia”, jako symbol permanentnej inwigilacji. Już nie tylko w relacji więzień- strażnik, ale też władza – społeczeństwo. Ta idea jest zresztą wcielana z doskonałym rezultatem po dzień dzisiejszy. Chociażby przez stawianie atrap radarów przy drogach. Dla kierowców to sygnał – jesteś obserwowany, możesz być ukarany. Ale nie wiadomo czy tam jest na pewno radar. Zasada ta sama, technologia inna.
I po trzecie – to Internet, w jaki sposób i na jaką skalę jesteśmy monitorowani. Sami nawet świadomie przekazujemy informacje o sobie do sieci, przez co poddajemy się dobrowolnej kontroli. Maszyna inwigilacji działa, idea pozostaje niezmienna.
O tym wszystkim będziemy robić film. Panoptikon to będzie główny, ale lekko zawoalowany temat filmu.

Cały pomysł na scenariusz nowego filmu, który jak już wspominałem nazywać się będzie Panoptikon, oparty jest na połączeniu kilku historyjek z pozoru niemających ze sobą nic wspólnego. Bo jak połączyć np. śmierć Ks. Jerzego Popiełuszki z działalnością Aleksandra Karczyńskiego, kompozytora, organisty, który większość swojego życia spędził w USA? Pierwszy działał głównie w Warszawie, drugi w Chicago.
Kluczem do odgadnięcia tej zagadki jest toruński areszt. Ten niesamowity budynek, architektoniczny „eksperyment” na skalę światową sam w sobie jest intrygujący i na dodatek był niemym świadkiem historii. Od połowy XIX wieku stoi w centrum Torunia, majestatyczny, tajemniczy, niedostępny. I to on właśnie dzięki naszemu filmowi, opowie o naszej historii. Nie tylko Torunia.
Znamy chyba wszyscy dzieje Ks. Jerzego Popiełuszki. Niewiele miał wspólnego z Toruniem. To jednak w Górsku pod Toruniem został uprowadzony, w ruinach zamku był torturowany. A proces jego zabójców odbywał się w toruńskim sądzie. Natomiast jego oprawcy w trakcie procesu, na przełomie 84 i 85 osadzeni byli właśnie w naszej „beczce”.
Natomiast Aleksander Karczyński siedział tam ponad 8o lat wcześniej. W 1901 roku władze pruskie postawiły przed sądem filomatów pomorskich, działających w organizacji samokształceniowej „Czerwona Róża”. Były to tajne związki młodzieży polskiej działające na Pomorzu.
Oto cytat ze strony posła Jana Kulasa:

„Należy podkreślić, iż głównym celem ruchu filomackiego było „rozbudzanie i pielęgnowanie w młodzieży miłości i poczucia obowiązku względem Ojczyzny”. Nie przypadkiem przez szeregi filomackie przeszli najwybitniejsi przedstawiciele inteligencji i polskiego ruchu narodowego, Wymieńmy chociażby dla przykładu 22 bardziej znane nazwiska spośród wielu wybitnych i zasłużonych Filomatów pomorskich: Ignacy Łyskowski, Florian Ceynowa, Józef Łęgowski, Jan Brejski, ks. Feliks Bolt, Leon Czarliński, ks. Walenty Barczewski, Stefan Łaszewski, Leon Janta-Połczyński, Stanisław hr. Sierakowski, Aleksander Karczyński, ks. Stanisław Kujot, Aleksander Majkowski, ks. Paweł Czaplewski, Henryk Szuman, ks. Bernard Łosiński, ks. Józef Wrycza, Ferdynand Bieszk, Leon Heyke, ks. Bronisław Komorowski, Jan Karnowski i ks. Antoni Wolszlegier. Trzeba zwrócić uwagę, że w 1901 roku w Toruniu miał miejsce sądowy proces Filomatów pomorskich. Śledztwo objęło 142 osoby. Ostatecznie oskarżono 60 osób, skazując większość uczniów i studentów polskich na więzienie. Godna postawa młodzieży pomorskiej w procesie toruńskim odbiła się szerokim echem na wszystkich ziemiach polskich i w postępowej Europie.”

A to inny cytat brata Aleksandra Karczyńskiego – Mariana, także filomaty:
„Pamiętam to śledztwo w tutejszym sądzie w dniu 1 II 1901 r., gdy nas kleryków zamknięto osobno i godzinami męczono badaniem, a uczniów gimnazjum zgromadzono w sąsiedniej sali pod kluczem. I do grobu wezmę moje serdeczne wspomnienie, gdy z sąsiedniej sali do naszych uszu dochodziły głosy młodzieży gimnazjalnej, śpiewającej Z dymem pożarów, Boże coś Polskę i Nie dbam jaka spadnie kara".



Innym, niezwykle dramatycznym okresem z dziejów „Okrąglaka” jest niewątpliwie wrzesień 1939r. Wydaje mi się, że najbardziej ujmująca pod względem dramaturgii jest historia wybitnego obywatela Torunia –mistrza krawieckiego, mającego swój Dom Mody przy ulicy Szerokiej 36 - Ludwika Makowskiego, członka Polskiej Rady Ludowej i Tajnej Organizacji Wojskowej Pomorza, radnego, prezesa Pomorskiego Związku Śpiewaczego, działacza Bractwa Strzeleckiego i Towarzystwa Gim-
nastycznego „Sokół”.
4 września Ludwik Makowski został mianowany przez prezydenta Leona Reszeje Komendantem Straży Obywatelskiej, a dzień po wkroczeniu do miasta wojsk niemieckich został aresztowany. W dniach 8-9 września osadzono w „Okrąglaku” - 282 osoby. Większą część jednak po kilku dniach zwolniono. Ludwik Makowski nigdy nie odzyskał wolności. 15 września w podziemiach aresztu został zamordowany.