niedziela, 26 sierpnia 2012

Tak dla TAK




Do wszystkich utyskiwań, jakie padają na Toruńską Agendę Kultury dołożę też i swoje ecie-pecie. O rzesz wy, urzędasy wy jedne. Jak tak można?! To skandal, aby w sobotę wieczorem nie można było zaparkować samochodu w promieniu kilometra od Starego Miasta. A tak było. Wyjechałem z domu nieświadomy tego, co się dzieje i zaparkować musiałem dalej aniżeli mieszkam. Mogłem oczywiście na piechotkę, przez park, byłoby szybciej, ale w ciemnych chaszczach gwałcą, to nie ma co losu kusić. W mieście tłumy. Ulice wyglądały jak w Madrycie nocą. Dziadek z Babcią zaiwaniają ciągnąc za sobą gromadkę wnucząt, Matki z wózkami, młodzi, starzy i nijacy, a wszyscy podążali na Skyway. Nie ma w Toruniu innej takiej imprezy, która wyciągnęłaby spomiędzy paczki chipsów i telewizora w sobotni wieczór tylu styranych życiem Polaków. A i turystów było wielu. A sam festiwal? No cóż, to święto światła i tylko światła. Zabawa złudzeniami, efektami i animacjami a ci, co czytują „Ulissesa” powinni tym razem kupić sobie chipsy i pozostać w domu razem z tymi artystami, co tak wydumali swoje prace, że nawet opisy w Skywayowej gazetce niczego mi nie rozświetliły. Bo trzeba przejść przez Joyce’a, aby zrozumieć takie zdanie: „Sceniczne interfejsy ciemności i światła, przestrzeni i powierzchni, koloru i materiału widoczne są w poezji, matematyce i fizyce w ciągłej metamorfozie oraz w spadających gwiazdach znajdujących się w zasięgu naszych rąk…” Ale ściema. Egzaltacja par excellence. A przecież 60% Polaków uważa, że słońce emituje tylko białe światło, więc, z czym do ludu.
Wszystkim malkontentom atakującym toruński TAK, powiem tak – ręce precz od TAK, bo jak za takie marne pieniądze potrafią zrobić aż tak, to ja jestem na tak. Festiwal Światła to nie jest zresztą jedyna rzecz, za, którą mogę ich pochwalić. Wielce mi pomogli przy produkcji „Panoptikonu”. To była jedyna instytucja, która zadziałała w pełni odpowiedzialnie. Bardzo sprawnie i bez problemów. To jednak historia na oddzielny post.
PS. Zastanawiam się czy inna miejska instytucja, ta od świateł ale drogowych też brała udział w Festiwalu? Wyłączyli  sygnalizację  czym przyczynili się do wielu interaktywnych zdarzeń pieszo-samochodowych. Tylko nic nie ma o nich w programie.

piątek, 24 sierpnia 2012

Toruńskie szaliki




Żużla to ja nigdy nie lubiłem, głośno, brudno i uporczywie skręcają w lewo. A historia pokazuje, że z tego dążenia do lewej to same nieszczęścia nas spotykały. Myślałem, że chociaż w wolnej Polsce znajdzie się przynajmniej jeden, co wyrwie w prawo (podobno istnieje taka regulaminowa możliwość), ale się do tej pory nie doczekałem. Także aby uniknąć zawrotów głowy, na żużel nie chadzam. Tym bardziej, że mama w dzieciństwie przymuszała mnie tylko do noszenia czapeczki, twierdząc, że głowa jest najważniejsza, a nie kark i nic nie zrzędziła o szaliczku. A bez szalika na stadion to ja nie mam po co chodzić. To zresztą okazuje się znamienne, gdyż dbając tylko o kark główka mogłaby ulec destrukcji. Co okazało się dla szalikowców nieuniknione.  We łbach im się poprzewracało. To po to Pan Prezydent wybudował im piękny stadion, daszek kazał postawić, co by im na te główki deszczyk nie kapał i jeszcze lansować w telewizji chciał, aby oni teraz bunt wskrzeszali? Jak tylko jeden w gazecie wspomniał, że krzesełka brudne, to od razu magistrat interweniował i zapewne już przetarg na nowe szmaty do mycia przygotowuje. Telewizję opłaca, aby piękną twarzyczką Różyczki wizerunek szalikowców ocieplić, sam też swym obliczem świecącym z loży VIP-owskiej stara się światu dać jasny sygnał. I nic. Ze 200 milionów już wydał na nich, a oni co? Niewdzięcznicy. Jak jeszcze okaże się, że głosu swojego w wyborach nieodpowiednio użyją, to już całkiem klęska. A przecież to mniej więcej wychodzi 30 tys na jeden odpowiednio postawiony krzyżyk na karcie do głosowania. Trochę to przeszacowane, a elektorat kapryśny. I jeszcze się okazuje, że sprawca wyborczego sukcesu Pana Prezydenta, Ulubieniec Toruńskich Artystów, Pan Menadżer po cichu wyprowadza z miasta wartości intelektualne i Magistrat sprawdza czy to, aby jest zgodne z prawem. Opatentował nazwę Festiwalu. Bez jego zgody nie mogę teraz użyć pełnej nazwy festiwalu, a to chodzi o taki, co śpiewają i się puszą. Magistrat po protestach medialnych zagonił do roboty prawników i niedługo będzie wiadomo czy urzędnik miejski, jak to sami określają wyprowadził wartość intelektualną z Miasta, czy nie. A mnie bardziej interesuje gdzie on tę wartość wyprowadził, bo jak do Bydgoszczy to mamy przechlapane, ale jak do swojej główki to raczej dobrze. Będziemy mieć Menadżera od Starego Miasta z wartością intelektualną w sobie. Piękna perspektywa. Wtedy też, aby sprawę zakończyć definitywnie, należałoby Pana Menadżera przyspawać do stołka w biurze i przynajmniej byłaby pewność, że wartość intelektualna, chociaż taka zostanie na terenie Starego Miasta.

piątek, 17 sierpnia 2012

Moja strategia




Strategie dla Kultury ostatnio piszą, dyskutują po kątach, spierają się. Jedni biorą za to pieniądze, inni honory. I tyle z tego mamy, że nie mamy.To ja, jako odpowiedzialny obywatel, ,świadomy kryzysu jaki nas dopadł za całkowitą darmochę taki plan ukulturalnienia naszego światka mam. Oto najlepsza recepta – jestem za –Kawką, Jarkiem Jaworskim i nawet braciszkiem Pawełkiem. Jestem za wszelkimi Wielgusami, Kołaczami, Butelką, Lubomskim, SOFĄ, Cebo, Milesiem. Michałem Hajduczenią i jego akordeonistką.Za plakatowymi Góreckimi, za Orkiestrą Kameralną.Za Filipiakiem, Balcerzakiem i Wojciulewicz.Za Maurycym, za Świerkowskim, za Smużnymi ,wszelkiego rodzaju.Za Wieczyńskim, Garncarkiem. Za tymi co z Teatru Horzycy wychodzą w inną przestrzeń i Teatru Baj.Za Wiczą.Za Wożniakiem i nawet za przyjacielem Krukiem .Za HATI, za Pietruskim i Niezgodą, za Mikielewiczem i studentką czwartego roku co dyplom ma na głowie. Jestem za Pochyłą i Sebo, za Wielkanowską i Banachem. Jestem za tymi co tworzą. Co tańczą ,co wiersze piszą, zdjęcia robią i robią, robią, robią… Wymieniać tak mogę w nieskończoność. Podawać nazwiska ludzi wspaniałych, którzy tworzą tę moją strategię, Tę moją Kulturę.
A co po drugiej stronie ?
Zaleski, Derkowski  i Szmak. I Kasa na wstęgi, przyjęcia i posadki .I oczywiście na opracowanie strategii DLA KULTURY.
Stawiam beczkę piwa dla Tego kto określi jakie Ci Goście mają poglądy polityczne.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Dwa nowe filmy.




Zmartwiły mnie trochę moje tegoroczne wakacje, bo powinienem wrócić z nich z gotowym pomysłem na kolejny film. A tu nic – pusto jak we flaszce po północy. O oo, już dawno tak nie było, żeby nic nie było. Biała kartka papieru. Chodzę z głową pełną okruchów fruwających pod sklepieniem, które w żaden sposób nie chcą się połączyć. I wszystkie znane mi metody przestały działać. Siedziałem godzinami w ubikacji i nic, czytałem wszystko, co mi w ręce wpadło, włącznie z metkami na ubraniach i nic. Pozostałe sposoby też okazały się bezużyteczne, ale na koniec pozostał mi jeden. Piwko. Czasami działa, jednak najczęściej nawet jak mi wtedy przyjdzie coś do łba, to i tak rano nie pamiętam. Tym razem było inaczej. Zanim uraczyłem się pierwszym łykiem już zza pianki wyłonił się chlaśnięty toskańskim słońcem, zrelaksowany piarowiec Jaworski. I troski me rozwiązał. Podał mi temat. Na początku podszedłem do tego dość sceptycznie, ale gdy następnego dnia trochę pogooglowałem, to temat okazał się iście arcyciekawy. Helena Grossówna, urodzona w Toruniu gwiazda kina przedwojennego i nie tylko kina. Jej życiorys to gotowy scenariusz. Pełen zwrotów, smutków i radości. Poplątanych historyjek na tle tej wielkiej historii. Tej, którą lubię. W mig mi się poukładał zarys całego filmu, nawet wiem jak będą wyglądały napisy początkowe i co najważniejsze - już mam puentę.
Istne objawienie.  To nie koniec. Tego samego dnia kolega Giedrys oznajmił mi, że zabrał się wreszcie za scenariusz innego filmu, który planowaliśmy już od dłuższego czasu. Też historyczny paradokument, tym razem związany z pewnym toruńskim epizodem Stanisława Przybyszewskiego.
I tak to jednego dnia dowiedziałem się, co będę robił przez kolejny rok, a może dłużej. Na dodatek w Toruniu, co udobruchało moje lenistwo, gdyż miałem już zamiar zabrać się za film, który musiałbym robić we Wrocławiu. A jeździć taki kawał to mi się nie chce.
A prawda- przypomniało mi się. Muszę jeszcze skończyć „Panoptikon”.

środa, 1 sierpnia 2012

Andrzejów trzech




Wracam sobie spokojnie do Torunia po wakacjach a tu czeka na mnie gotowa strategia rozwoju kultury. Ponad sto stron pięknego wodolejstwa. Próbowałem przeczytać, ale mam coraz większe problemy ze zrozumieniem tekstu pisanego. To zapewne wynik lawinowego wymierania moich szarych komórek lub przekształcania ich w różowe. Zapewne jednak jest to dokument bardzo rzetelny i ktoś go przeczyta, może Pan Kołacz. On takie strategie zjada na śniadanie. To jak już przeczyta, to mi wytłumaczy. I będę wtedy mógł się, jako animator kultury rozwijać programowo według życzenia władz najwyższych naszego miasta. Ta strategia pozwoli mi ujrzeć świetlany kierunek, w którym mam pójść ramię w ramię z urzędniczymi opiekunami. Do tej pory działałem trochę po omacku i efekty tego są mizerne. A z mojego pobieżnego przejrzenia tegoż dokumentu już płynie nauka. Aby być ukochanym przez włodarzy twórcą kultury, należy zostać murarzem. I cegły stawiać, budować te wszystkie hale widowiskowe, supermarkety z kinami i pomniczki na starówce ku radości ulubieńca toruńskich artystów – Pana Menadżera. A pan to nietuzinkowy. Jedyny taki urzędnik w kraju. I w dodatku artycha pełną gębą. Bo tylko tacy potrafią sami siebie zatrudnić i jeszcze sobie zapłacić. Nie rozumiem absolutnie, dlaczego media lokalne próbują zrobić aferę z honorarium, jakie Pan Menadżer sobie wypłaci. Przecież, jaka to oszczędność dla miasta. Taki Dyrektor artystyczny Festiwalu nie musi mieć własnego biura, bo korzysta z biura Pana Menadżera. Nie musi do siebie jeździć z pismami, bo już jest u siebie. Wszelkie zgody, pozwolenia sam sobie wyda, nie musi dzwonić do siebie, ba może nawet korzystać z telefonu Pana Menadżera. Zjada jeden obiad, zajmuje jedno miejsce parkingowe i nawet się nie kłóci ze sobą. A statystycznie rzecz ujmując to dwóch Andrzejów. I kto wie, może może oddać dwa głosy na Pana Prezydenta. Ja bym nawet jeszcze i potroił Andrzeja. Co trzech Andrzejów to nie dwóch. Taka możliwość już się rysuje na horyzoncie. Strategia to zapowiada lakonicznie w ostatnich zdaniach.
Propozycja nowej imprezy kulturalnej - „Toruński festiwal twórczości wszelakiej”
– wielotematyczne, plenerowe wydarzenie (różne formy i obiegi kultury, artyści - amatorzy) odbywające się cyklicznie określonym miesiącu, jako „marka kulturalna” Torunia.

 A jednak znalazłem i dla trzeciego zajęcie. Jeszcze tylko jeden mały pomniczek proszę na starówce. Pomniczek niezależnej kultury, taki jak na zdjęciu.