czwartek, 30 grudnia 2010

One Night Contrakt










Teatr Wiczy zaszalał. Jestem pod wielkim wrażeniem monodramu „One Night Contract”. Ten spektakl w reżyserii Romualda Wiczy Pokojskiego jest największym toruńskim wydarzeniem kulturalnym mijającego roku. Oczywiście, zaraz po premierze „Hakerów Wolności”.
Fantastyczny Krystian Wieczyński, z tą jego żywą gębą. W niej jest wszystko – radość i smutek, głupota i mądrość całego świata. Paradoksalnie drobna niedyspozycja jednego oka Krystiana czyni go bardziej wszechstronnym aktorsko. W zależności od miejsca gdzie usiądziemy na widowni, możemy go różnie odczytywać. Tę samą minę aktora inaczej postrzegamy patrząc pod różnym kątem. I to chyba jedyny taki aktor na świecie. Chociaż…? Był jeden taki u Mela Brooksa – Marty Feldman, ale to aktor komediowy i wyłącznie komediowy. Krystian jest jednak bardziej wszechstronny.
A sam spektakl?  Interesujący.  Kuszenie artysty. Czyż to nie wieczny temat? Przypomnijmy sobie chociażby ostatnie wybory samorządowe i te wszystkie piękne słowa, które padły z ust kandydatów na prezydenta.
Jest to teatr mocno polityczny, albo raczej obywatelski. Jednym słowem –zaangażowany. Wicza wali prosto w pysk, z pięści. I ma racje.
Mam nadzieję, że „One Night Contract” osiągnie sukces!

czwartek, 16 grudnia 2010

Słodko-kwaśny wpis


Skoro tak ostatnio ciągle narzekałem, to już chyba czas na zmianę. Tym bardziej, że nadarza się właśnie wyśmienita okazja. Byłem na próbie monodramu „One Night Contract”. Spektakl jest po polsku, tytuł po angielsku. Tekst zrozumiałem, a tytułu nie muszę, bo właśnie sobie uświadomiłem, że za słabo znam angielski, aby móc podjąć się próby literackiego tłumaczenia tego zdania. Jest z resztą ostatnio taka moda w narodzie, że tytuły, nazwy i slogany (wbrew prawu) podaje się w języku angielskim.  Nawet zespół jak rapuje w polskim ulicznym slangu, to też sobie “make up an original English name”.  Nieliteracko mogę sobie jednak przetłumaczyć np.: „Kobiety nocą kontratakują”.
          To mi się jednak nie zgadza z tym, co widziałem na próbie. Stoi tylko jeden facet na scenie, a że to samiec, to pewne. Ma zarost, włochatą klatkę (w takie śmieszne hipisowskie afro – jak z filmu „Hair”) i często pokazuje przyrodzenie. Właściwie to on nie stoi, tylko jest ciągle w ruchu, stepuje, tarza się po podłodze, gestykuluje i bezustannie wylewa z siebie potok słów.  Nie jest to zwykły facet, tylko sam Wielki Krystian Wieczyński. Świadomie użyłem tego słowa. Bo ON jest Wielki. Sposób, w jaki zagrał, jest absolutnie fantastycznym aktorstwem. Dodam, że byłem na próbie, gdzie nie wszystko jest jeszcze dopracowane. Do premiery pozostało kilka dni, które na pewno nie będą zmarnowane. Krystian wielokrotnie już przekonywał o swoich wielorakich talentach, ale tym razem pojedzie po orbicie. Rewelacja. Inna sprawa, że ma co grać.
Ale to już zasługa Romka Wiczy –Pokojskiego. To wspaniałe, że nie zapomniał o teatrze, że chociaż na chwilę porzucił to smutne urzędnicze życie. Wprawdzie i tam ma większe osiągnięcia jak cały zespół toruńskiego Biura ESK2016, ale to prawdopodobnie dlatego, że ich tam w Gdańsku jest tylko kilkoro, no i mają Wałęsę, a my Rydzyka i przyrośnięte do stołków dupska urzędników w ilości niepoliczalnej dla takiego głupka jak ja.
Wracam jednak do tematu, bo za chwilę będę i tak musiał liczyć, ile z moich podatków pójdzie na te…..no - zapomniałem.
Teatr Wiczy żyje. I te podatki wolałbym płacić na nich, bo jest to jeden z najciekawszych teatrów w Polsce. Doceniany na świecie, niestety nie w Toruniu.
Oj, nie o tym chciałem napisać.
W Toruniu jest doceniany, ale przez widzów. Władze z demokratycznego mianowania i te z administracyjnego nadania opanowały inną Sztukę, sztukę spychologii. Są w tym doskonali i już nam wmówili, że bardziej miastu się opłaca, gdy pomieszczenia w piwnicach ratusza stoją puste, aniżeli ktoś miałby płacić czynsz. Teatr Wiczy płacił za mały haracz, więc lepiej nie dostawać nic. To samo dotyczy Piwnicy pod Aniołem.  Po co zresztą Muzeum Okręgowe ma zarabiać, skoro ma zapewnione subwencje z miasta?  Znowu z moich podatków. W tym muzeum jest przecież kilka milionów zwiedzających rocznie. Statystycznie tak - ale gdyby odliczyć siłą tam zaciągane wycieczki szkolne (na oświatę idzie prawie 1/3 dochodów miasta – znowu z moich podatków) i te przyprowadzane przez przewodników z autokarów, to niewielu chętnych by się znalazło.
A jednak znowu narzekam, to przez podatki. Tak wyszło. To jednak nic. Już niedługo pójdę sobie na premierę. Prawdziwej Sztuki się nawdycham. A dzięki temu, że tak chwalę Teatr Wiczy dostanę zapewne za darmo zaproszenie, potem na bankiecie gratisowej wódki się napiję. Ot i już.
Panowie Urzędnicy i jak tu nie KOCHAĆ SZTUKI? Tym bardziej, że zapowiada się monodram światowej klasy.

sobota, 11 grudnia 2010

W kinie


Znowu przyjdzie mi ponarzekać. To z powodu zimy albo wieku. Czym mi bliżej do nieśmiertelności, tym bardziej staję się marudny. Ciągle mi się coś nie podoba. A  to choinka, a to zakaz palenia i wiele jeszcze innych smutnych rzeczy.  Tym razem  przejadę się po ostatnich toruńskich rewelacjach. Okrzyknięte wspólnie przez „Nowości”  i  organizatorów Toffifestu  wielkie odkrycie sprzed 70 lat. Archiwalne taśmy filmowe autorstwa Bogusława Magiera. Przedwojennego toruńskiego aktora. Niestety jak aktor staje za kamerą to najczęściej kończy się to katastrofą. Tak też było i w tym wypadku. Pełna sala w Kinie Centrum. Starsze towarzystwo. Przyszli powspominać Toruń swoich  rodziców i dziadków. Naczytali się w „Nowościach” o wyjątkowości tego obrazu. Przedwojennych klimatach Torunia, pięknych pejzażach  i codziennym życiu mieszkańców.
Sam też w to uwierzyłem. Niestety rzeczywistość okazała się druzgocąca. Film całkowicie bezwartościowy. I to pod każdym względem. Przez większość czasu pływa sobie jakaś żaglówka  po wiśle. Dziecko biega w parku a kilku gości kąpie się w jeszcze czystej rzece. Torunia tam prawie nie widziałem ale to chyba dlatego, że znużony wpatrywaniem się w  pływającą żaglówkę przysnąłem. I to jest prawdopodobnie jedyna wartość tego filmu. Popołudniowe drzemki są krzepiące.
Teraz się dowiedziałem, że są jeszcze inne filmy tego autora. Na szczęście z innych miast. Jest przez to szansa  na większą staranność kamerzysty. Pojechawszy do innego świata, może pan Magiera był bardziej  zainteresowany  tym co wokół niego się dzieje.
Nie zachwycajmy się czymś tylko dlatego, że jest stare. Ja, też jestem już stary ale nikt mi z tego powodu gabloty w muzeum nie proponuje.

sobota, 4 grudnia 2010

Choinka


Widać już w Toruniu świąteczną krzątaninę. Pojawiła się już choinka na Rynku Staromiejskim i światełka nad Szeroką. Jak co roku w grudniu. Ta  tegoroczna  to niestety koszmar. Blada jakaś taka, smutna i co najgorsze równiutka. Jakby ją zaprojektowano na desce kreślarskiej. Zadałem sobie trud internetowego poszukiwania choinek na całym świecie. Od tej najsłynniejszej stojącej przed Rockefeller  Center w Nowym Jorku  aż  po dziwoląg na Placu Syntagma w Atenach. Takiego dziadostwa jak ta nasza, toruńska nie znalazłem. Na dodatek jeszcze ten nasz świecący stożkowaty przedmiot  leśnego pochodzenia ogrodzili płotem. I kto wie, może nawet opłaty będą pobierać za patrzenie na to dzieło sztuki dekoratorskiej. Tym płotem chcą nas mieszkańców Torunia odgrodzić od tradycji. Od wielu lat zawieszały przedszkolaki swoje ozdoby na tym drzewku. Sam ze swoim synem zawieszaliśmy tam list do św. Mikołaja. Jakoś tak w Pocztę Polską nie wierzymy . A w Mikołaja to mój 10-latek wierzy na tyle ,na  ile trzeba aby otrzymał prezenty.  A tu płot. Straż Miejska tylko czyha za rogiem, aby mi mandacik wlepić. Zebrać pieniądze na przyszłoroczny płot.
A czyja to sprawka? Choinka jest podpisana przez „Nowości” i Urząd Miasta. Nowo-stary Pan Prezydent się chyba takimi pierdołami nie zajmuje, no to chyba ulubieniec  toruńskich artystów, pierwszy w Polsce menadżer starówki – Pan Andrzej Szmak. Pozazdrościł sławy Mikołajowi i ograniczył dostęp do niego(To znana, szczególnie w Chinach metoda). Ten drugi Mikołaj, co stoi obok choinki też jest zagrożeniem dla Pana Andrzeja.
Różne to plotki o wygórowanym „ego” Pana menadżera po Toruniu  krążą . Ale plotki, to plotki nie za bardzo w nie wierzę i nic mnie nie interesują. Niestety jednak sam się o tym przekonałem. Przed laty podczas obiadu z hiszpańską delegacją dziennikarzy musiałem przez godzinę wysłuchiwać  opowieści Pana Szmaka. Opowieści na swój własny temat.
” Nikt tego nie wie
 jak ja kocham siebie
 o sobie tylko śnię ……” sł. M.M.Maleńczuk
Hiszpanie po tym obiedzie byli przekonani, że zaraz po Koperniku , to Pan menadżer  jest drugą najznakomitszą postacią naszego miasta. No i chyba się nie mylili. Ja w każdym bądź razie głęboko w to wierzę i namówię syna aby list do św. Mikołaja wysłał do biura Toruńskiego Centrum Miasta. Pan Szmak jest z krwi i kości. I to tu na miejscu. A czy ktoś widział prawdziwego św. Mikołaja.

Konsul


Prawie wszystkie historie etiud już mam. Brakuje mi tylko jednej. Z okresu 1918-1920r.
Natomiast z innych przełomów mam wręcz nadmiar tematów. Chociażby ciekawa historia kradzieży przez dwóch toruńskich młodzieńców samochodu konsula Rzeszy Niemieckiej na chwilę przed wybuchem II WŚ. To wydarzenie wykorzystał Filip Bajon w filmie „Limuzyna Daimler-Benz”. Reżyser przeniósł wprawdzie akcję do Poznania, ale była to toruńska historia. Film powstał w 83r.
Konsulatów za czasów II RP to trochę było w Toruniu. Skądinąd mieście wojewódzkim.
Poza niemieckim, był też konsulat Peru, Belgii i Francji. Ten ostatni mieścił się początkowo w tym samym budynku, co niemiecki. Na Bydgoskiej 34. W 1922 został przeniesiony na Mostową 30. Do dzisiaj jest tam na elewacji maszt ze smokami, na którym wisiała francuska flaga. Konsulem był Polak Bronisław Hozakowski. Syn ogrodniczego potentata Bolesława, który swoją firmę założył w 1885 r. Ta znana w całej Polsce firma o nazwie „Skład i Hodowla Nasion”, po wielu zmianach własnościowych istnieje do dzisiaj jako TORSEED S.A.
Kupuję na wiosnę zawsze od nich nasiona pietruszki. Sieję do doniczek na balkonie i bywam wtedy prawdziwym mini - działkowcem.
Ale wracając do Pana Konsula. Był on także przedsiębiorcą. Był, wiadomo po ojcu kupcem nasiennym, ale też i największym w Polsce importerem rosyjskich samowarów. A samowary wiadomo, najlepsze są z Tuły, miasta położonego w europejskiej części Rosji. Sam mam taki. I kto wie, może był kupiony właśnie w sklepie Hozakowskiego. Postać Pana Konsula zapewne pojawi się gdzieś w tle, ale głównym bohaterem niestety nie może zostać. Bo nic mi nie wiadomo o jego ewentualnym pobycie w areszcie. Oj, Panie Hozakowski, trzeba się było dać zamknąć, chociaż na tydzień. Byłby Pan dzisiaj bohaterem filmu. A tak- fortunę komuniści zabrali, nikt już nie kupuje samowarów. A nowe władze nawet ulicy nie dały.
Takich bohaterów drugiego planu trochę się nazbierało. Chociażby – Jan Mohn. Był palaczem w areszcie. Potajemnie opatrywał rannych, przenosił grypsy. Własną ulicę w Toruniu ma. Albo Werner Henke. Jako 10-latek przyglądał się wkroczeniu wojsk Hallera do Torunia, a jako 30-latek oddał pierwszą salwę z pancernika "Schleswig-Holstein".

czwartek, 2 grudnia 2010

Stankiewicz Teodor


Kolejną osobą, która prawdopodobnie zostanie bohaterem filmu będzie Teodor Sylwan Stankiewicz. Tak dobieram te postacie, aby ich historia miała w tle któryś z przełomów dziejów miasta . Oczywiście musi w ich życiorysie znaleźć się także epizod z „okrąglaka”. W szerszym kontekście łączy ich idea Panoptikonu. Permanentnej inwigilacji.
Oto fragment z Rocznika Oficerskiego Rezerw 1934; Słownik Biograficzny Konspiracji Pomorskiej 1939-1945, cz. 2, s. 155-1577.

„Stankiewicz Sylwan Teodor [1895-1969], członek POW, oficer rez. piech. WP, por. [1919], w konspiracji ODR/AK, kpt., ps. „Butler”, „Kaźmierczak”, „Mogiła”, „Paweł”.
Kmdt Obwodu AK Toruń-miasto 1944 – X 1944. P.o. Kmdt Inspektoratu AK Toruń X 1944 – I 1945. Okręg Pomorze AK.

……………W 1923 przenosi się z rodziną z Warszawy do Torunia, gdzie podjął pracę w Zakładach Przedsiębiorstwa Miejskiego „Elektrownia-Gazownia- Tramwaje”. Następnie pracuje w Wojskowych Zakładach Amunicyjnych Nr 3 i do VIII 1939 w Zakładzie Ubezpieczeń Wzajemnych w Poznaniu – Oddział Toruń. Przydział mobilizacyjny posiadał do 63 pp w Toruniu. W VIII 1939 zmobilizowany i wcielony do Policji. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939. W czasie walk nad Bzurą zostaje ranny. Umieszczony w szpitalu wojskowym. Pod koniec 1939 zwolniony z szpitala powraca do Torunia. Podczas niemieckiej okupacji pracuje jako robotnik budowlany w niemieckiej firmie budowlanej w Toruniu. Usunięty przez Niemców z swego mieszkania. Mieszka w dzielnicy Mokre w Toruniu przy ul. Wybickiego, skąd przenosi się na ul. Klonowicza 38, które było też lokalem kontaktowym.
Czynny w konspiracji niepodległościowej. Od początku 1941 działa w Okręgowej Delegaturze Rządu /ODR/ jako inspektor obwodu Toruń. Jednocześnie pełnomocnik ODR na pow. i miasto Toruń.
Od połowy 1942 w AK. Działa w sztabie Inspektoratu AK Toruń, potem k-dt dzielnicy Mokre, następnie od III 1944, k-dt Garnizonu /obwodu/ AK Toruń. Wydawał i redagował wspólnie z M. Bagińskim ps. „Grzmot” gazetkę konspiracyjną „ Głos Prawdy”. Od jesieni 1944 pełni jako p. o. obowiązki k-dta Inspektoratu AK Toruń. Awansowany w AK do stopnia kpt. rez. Po wejściu wojsk sowieckich nas teren Torunia od 1 II 1945 zgodnie z zaleceniem K.O. AK Pomorze podejmuje starania o wejście do lokalnych władz, by brać bezpośredni udział w tworzeniu polskiej administracji. Zostaje mianowany tymczasowym k-dtem Milicji Obywatelskiej. Następnie do VIII 1945 pracownik Wydziału Wojskowego Urzędu Miejskiego. Potem pracuje  jako likwidator budowlany w Państwowym Zakładzie Ubezpieczeń. Czynny w konspiracji antykomunistycznej. Utrzymuje kontakty organizacyjne w Garnizonie zarówno z k-dtami dzielnic i kpt. rez. saperów B. Pietkiewiczem, ps. „Witold”, „Żbik” – k-dtem Podokręgu Płd – Wsch. Redaguje i wydaje nadal gazetkę „Głos Prawdy”, której nadął charakter informacyjno-propagandowy.
Zatrzymany przez funkcj. UB 25 X 1945 w Toruniu. Więziony w więzieniu karno-śledczym w Toruniu przy ul. Wały gen. Sikorskiego, potem krótko w Bydgoszczy, następnie ponownie w Toruniu przy ul. Piekary. „

Jakże to okrutny opis, taki” odczłowieczony”. Suche fakty, cyferki, skróty. Poza historykami nikt tego nie przeczyta. A biorąc pod uwagę fakt, że coraz więcej ludzi w Polsce ma problem ze zrozumieniem tekstu pisanego to moja rola urasta wręcz do niebotycznych rozmiarów. Staję się tłumaczem, edukatorem, nauczycielem  itd.
A ja po prostu chcę zrobić tylko dobry film.