czwartek, 16 grudnia 2010

Słodko-kwaśny wpis


Skoro tak ostatnio ciągle narzekałem, to już chyba czas na zmianę. Tym bardziej, że nadarza się właśnie wyśmienita okazja. Byłem na próbie monodramu „One Night Contract”. Spektakl jest po polsku, tytuł po angielsku. Tekst zrozumiałem, a tytułu nie muszę, bo właśnie sobie uświadomiłem, że za słabo znam angielski, aby móc podjąć się próby literackiego tłumaczenia tego zdania. Jest z resztą ostatnio taka moda w narodzie, że tytuły, nazwy i slogany (wbrew prawu) podaje się w języku angielskim.  Nawet zespół jak rapuje w polskim ulicznym slangu, to też sobie “make up an original English name”.  Nieliteracko mogę sobie jednak przetłumaczyć np.: „Kobiety nocą kontratakują”.
          To mi się jednak nie zgadza z tym, co widziałem na próbie. Stoi tylko jeden facet na scenie, a że to samiec, to pewne. Ma zarost, włochatą klatkę (w takie śmieszne hipisowskie afro – jak z filmu „Hair”) i często pokazuje przyrodzenie. Właściwie to on nie stoi, tylko jest ciągle w ruchu, stepuje, tarza się po podłodze, gestykuluje i bezustannie wylewa z siebie potok słów.  Nie jest to zwykły facet, tylko sam Wielki Krystian Wieczyński. Świadomie użyłem tego słowa. Bo ON jest Wielki. Sposób, w jaki zagrał, jest absolutnie fantastycznym aktorstwem. Dodam, że byłem na próbie, gdzie nie wszystko jest jeszcze dopracowane. Do premiery pozostało kilka dni, które na pewno nie będą zmarnowane. Krystian wielokrotnie już przekonywał o swoich wielorakich talentach, ale tym razem pojedzie po orbicie. Rewelacja. Inna sprawa, że ma co grać.
Ale to już zasługa Romka Wiczy –Pokojskiego. To wspaniałe, że nie zapomniał o teatrze, że chociaż na chwilę porzucił to smutne urzędnicze życie. Wprawdzie i tam ma większe osiągnięcia jak cały zespół toruńskiego Biura ESK2016, ale to prawdopodobnie dlatego, że ich tam w Gdańsku jest tylko kilkoro, no i mają Wałęsę, a my Rydzyka i przyrośnięte do stołków dupska urzędników w ilości niepoliczalnej dla takiego głupka jak ja.
Wracam jednak do tematu, bo za chwilę będę i tak musiał liczyć, ile z moich podatków pójdzie na te…..no - zapomniałem.
Teatr Wiczy żyje. I te podatki wolałbym płacić na nich, bo jest to jeden z najciekawszych teatrów w Polsce. Doceniany na świecie, niestety nie w Toruniu.
Oj, nie o tym chciałem napisać.
W Toruniu jest doceniany, ale przez widzów. Władze z demokratycznego mianowania i te z administracyjnego nadania opanowały inną Sztukę, sztukę spychologii. Są w tym doskonali i już nam wmówili, że bardziej miastu się opłaca, gdy pomieszczenia w piwnicach ratusza stoją puste, aniżeli ktoś miałby płacić czynsz. Teatr Wiczy płacił za mały haracz, więc lepiej nie dostawać nic. To samo dotyczy Piwnicy pod Aniołem.  Po co zresztą Muzeum Okręgowe ma zarabiać, skoro ma zapewnione subwencje z miasta?  Znowu z moich podatków. W tym muzeum jest przecież kilka milionów zwiedzających rocznie. Statystycznie tak - ale gdyby odliczyć siłą tam zaciągane wycieczki szkolne (na oświatę idzie prawie 1/3 dochodów miasta – znowu z moich podatków) i te przyprowadzane przez przewodników z autokarów, to niewielu chętnych by się znalazło.
A jednak znowu narzekam, to przez podatki. Tak wyszło. To jednak nic. Już niedługo pójdę sobie na premierę. Prawdziwej Sztuki się nawdycham. A dzięki temu, że tak chwalę Teatr Wiczy dostanę zapewne za darmo zaproszenie, potem na bankiecie gratisowej wódki się napiję. Ot i już.
Panowie Urzędnicy i jak tu nie KOCHAĆ SZTUKI? Tym bardziej, że zapowiada się monodram światowej klasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz