poniedziałek, 27 maja 2013

Ciastko z pieprzem




Zanim powstanie film fabularny – „Piękna i Bystra”,  czas na dokument o Helenie Grossównie. A w zasadzie na film biograficzny. Rozpoczynając ten projekt staję do twórczego pojedynku z samą Dorotą Kędzierzawską, która niedawno zrealizowała podobny dokument: „Inny Świat” o Danucie Szaflarskiej. Tematyka i konwencja podobna, życiorysy też, ale to chyba jedyne podobieństwa. Dużo więcej będzie różnic. Po pierwsze daleko mi do wielkości reżyserki. Po drugie bohaterka jej filmu żyje. Po trzecie miała kasę, a ja mam na razie 100 zł i po czwarte na premierze „Innego świata”  był Minister Zdrojewski, a na mojej  go nie będzie. Pełen jestem jednak wiary i energii, że uda mi się powalczyć, chociaż kilka rund.
Poza wspomnianymi 100 złotymi, tematem i zapałem mam jeszcze motto tej produkcji zaczerpnięte z genialnego filmu Andrzeja Wajdy „Ziemia obiecana” – „Ty nie masz nic, ja nie mam nic, to razem mamy tyle, aby wybudować fabrykę.”  I o to chodzi. A mam jeszcze tytuł filmu. Zaczerpnięty z wywiadu przeprowadzonego z Heleną Grossówną,  a opublikowanego w „Kinie” w 1935 roku. Nazwano ją tam „Ciastkiem z pieprzem” , kojarząc aktorkę z toruńskimi piernikami. Pfefferkuchen.
I mam pierwsze zdanie – „25 listopada 1904 roku w Toruniu przyszła na świat Helena Groβ.”
Pierwsze zdjęcia 8  czarwca.


niedziela, 26 maja 2013

Chłop śpi a .....




Dziwne przypadki rządzą światem filmu. Już odłożyłem na półkę „Hakerów Wolności”, kurzem ich przysypało, a tu nagle myk i wypadł trup z szafy. Film dostał drugie życie. W pierwszym festiwalowym pojeździł po Europie, a w drugim po ojczystej ziemi. To zmartwychwstanie nastąpiło całkowicie poza mną i bez mojego udziału. Na Festiwal Filmów Historycznych, gdzie zdobył pierwsze miejsce został wysłany przez Jarosława Tofifeściaka. Nawet nie wiedziałem, że to zrobił. Dowiedziałem się tego, jak zadzwonił facet z gratulacjami. W pierwszej chwili myślałem, że znowu wygrałem możliwość zaciągnięcia kredytu za darmo, ale jak mi opowiedział całą fabułę filmu przez telefon, taki był gaduła, to uwierzyłem, że chodzi o mój film.
” Żywe lekcje historii”, czyli projekt pokazywania „Hakerów” młodzieży szkolnej rozkręcił Marceli, co to ma scenariusz napisać o Grossównie. Znużony już moimi ciągłymi pytaniami o to kiedy go napisze, napisał kilka wniosków o dofinansowanie na zupełnie inny temat i tym sposobem zostałem nauczycielem. Pierwszą lekcję mamy już za sobą. W Gimnazjum Akademickim. Obejrzeli film, posłuchali prof. Hanasza, a ja znowu nic nie robiłem. Siedziałem przez całą projekcję tyłem do ekranu / ostatni raz widziałem go dwa lata temu/ i typowałem spośród uczniów przyszłego noblistę, bo to przecież najlepsza szkoła w Polsce. Mój wybór padł na dziewczynę, która oglądała film a pod ławką czytała książkę. Już samo to, że w tak młodym wieku pojęła, iż w świecie zdominowanym przez imbecyli czytanie książek jest zajęciem wymagającym głębokiej konspiracji, świadczy o jej geniuszu. Przede mną jeszcze kilkanaście lekcji.
Film trafił też do TV Republika, najmodniejszej ostatnio stacji telewizyjnej. To kanał prawicowy, ale jak to w Polsce bywa, często na opak oglądany głównie przez lewaków gadających do telewizora – „co oni pieprzą, ale bzdury” itp. Film znalazł się w programie tej stacji także bez jakiegokolwiek mojego zaangażowania. Pchnął go tam jeden z bohaterów filmu, jeden z Hakerów.
Dziwnie to się wszystko potoczyło, no cóż chłop śpi, a zborze mu samo rośnie.

środa, 15 maja 2013

Wojna trawiasta





Mianem najdziwniejszego konfliktu, za sprawą Ryszarda Kapuścińskiego, określa się „wojnę futbolową” pomiędzy Hondurasem a Salwadorem w 1969r. Postrzelali sobie wtedy chłopcy po przegranym meczu obu reprezentacji. Palmę pierwszeństwa mogą jednak Latynosi utracić na rzecz pierników. W Toruniu właśnie wybuchła „wojna trawiasta”. Bratobójcza rzeź pomiędzy magistratem a pozarządówkami. Przyczyną konfliktu jest murawa, jaką Pracownia Zrównoważonego Rozwoju co roku rozwija na Starym Rynku, aby zindustrializowani mieszkańcy miasta mogli zjeść śniadanie w sielsko –wiejskich warunkach. Jak podaje PZR jest to „2000m² prawdziwej soczystej trawy” w centrum średniowiecznego miasta. Wprawdzie to, że jest soczysta może zainteresować tylko krowę, ale już to, że tuż obok Ratusza można zjeść śniadanie, ciekawi i autochtonów i turystów. Od 5 lat przybywali licznie na trawkę z gotowanymi jajami, bułeczkami i mlekiem. Pozarządowe główki sprytnie to wymyśliły, niestety magistrackie łby im pomysł zacharapciły i tydzień przed „Śniadaniem na trawie” robią bliźniaczą imprezę w tym samym miejscu. A mogli, skoro już tak bardzo chcieli popracować, rozwinąć projekt i zrobić podobną imprezę gdzieś na podtoruńskiej wsi. Wylać trochę betonu w Nieszawce, wszak to ulubiony materiał Pana Prezydenta. Tyle go wylewa na moście, halach, motoarenach i tyle go ma w magistracie, że uszczerbku 2000 m² nikt by nie zauważył. Wystarczyło wysłać kilka betoniarek do Nieszawki i zrobić im „Piknik w smogu” przy dymiących rurach samochodowych. Woleli jednak zamachnąć się na własność intelektualną. Bo cóż to takiego. Dyrektor Wydziału Środowiska i Zieleni, którego nazwiska wymienić nie mogę, gdyż mógłbym być wtedy oskarżony z art. 226 k.k. tj znieważanie funkcjonariusza publicznego lub osoby przybranej do pomocy. Za samo wymienienie nazwiska. Nazwę go więc Pan Cukrowy, bo słodki z niego chłop. Powiedział w radiu PIK tak między innymi:
„Piknik ekologiczny ma swój scenariusz, każdy piknik to są warsztaty, to są wystawy, to jest rekreacja, to jest zabawa, to jest muzyka. Więc ten się nie różni niczym, więc jaka tu mowa o piractwie…”
„…….Dlaczego o programie nie rozmawiamy, program jest fajny, ale nie taki sam, bo inny zespół występuje……”
Oj, chyba powinni w tym wydziale sprawić sobie rzecznika, najlepiej jakąś Marzannę. Zawsze ją będzie można utopić jak będzie pleść takie androny jak Pan Cukrowy. A Pan Dyrektor powinien zająć się tym, na czym się zna, czyli zielenią miejską, taką trawą, co to rośnie w parkach, skwerach na klombach i cmentarzu żydowskim.
Bo tam chwasty już do metra dochodzą i cały zamysł rewitalizacji tego miejsca pada. Kupę kasy wydali na mur, który swojej roli nie spełnia, nowe ścieżki bezsensownie wytoczyli, a ludzie i tak drepczą po starych, nasadzili żywopłotów, z których przyjął się tylko maleńki fragmencik.Trawę koszą co roku, kiedy już chwasty nasiona wysypią. Kamień wielki przywieźli i dwóch miejskich strażników. To wszystko pokazali żydowskim gościom i ręce umyli. A katolicki naród jak wyprowadzał psy na spacer po cmentarzu żydowskim, tak nadal wyprowadza. I z tego to może być dopiero prawdziwa wojna, nie taka tam „trawiasta” lokalna, ale międzynarodowa jak się w Tel- Awiwie dowiedzą, że polskie psy srają na ich przodków.

niedziela, 12 maja 2013

Kraina szczęsliwości





Każdy w miarę rozgarnięty historyk przyzna, że w Toruniu niewiele się działo. Przez wieki całe wiało tu nudą. Od czasu do czasu przyjechał jakiś władca, pojadł sobie, pogadał, przespał się i pojechał. Jednemu to się nawet nie chciało obudzić i wrócił na Wawel w trumnie pozostawiając tu tylko serce. Kopernik zwiał jak tylko nauczył się czytać, Sommering poczekał aż znajdzie się na niemieckiej ziemi, aby wynaleźć telegraf i odkryć zgubne skutki palenia nikotyny. Kilku protestantów dokopało Jezuitom, a potem kat im ściął głowy, mieszczanie rozwalili zamek rozpoczynając tym wojnę trzynastoletnią, a nam pozostawiając kłopotliwe ruiny. 700 lat nic, tylko nuda i marazm godny prowincji. I tak by nam nadal dni błogo płynęły w szczęśliwej krainie pasibrzuchów na rozmyślaniach, dlaczego to świat o nas zapomniał. To nie. Znaleźli się tacy, co myślą swą zmącą nam spokój. Cały świat szamocze się z kryzysem. Profesorowie produkują teorie za ciężką kasę, ministrowie debatują przeliczając należne diety im, a banki się bogacą. Wszystko jest jak na dekoniunkturę przystało. A w Toruniu, nagle wymyślili sposób na bezrobocie, co niestety może diametralnie zmienić oblicze tej ziemi. Oczywiście ta rewolucyjna myśl powstała nie na Uniwersytecie w głowach uczonych, ale w Magistracie. Będą tworzyć nowe wydziały i zatrudniać kolejnych urzędników. To nic, że wszystkie sfery życia miasta mają już swoich gryzipiórków. Teraz będą stanowiska powielane, potem potrajane itd. aż bezrobocie zniknie. Będą ich nazywać doradcami do spraw …. Na początek Pan Koman doradzi w sprawie wizerunku miasta wydziałowi Promocji. Potem powstaną stanowiska doradców ds. Prezencji Miasta, Wizerunku i Postrzegania. Jest to bardzo logiczne, bo jak można promować coś co nie ma wizerunku. Musi być on jasno określony, aby wszyscy wiedzieli i nie działali sprzecznie jak to dotychczas bywało. I to nie tylko urzędnicy, ale ja też. Przecież robiąc filmy o Toruniu i jeżdżąc po Polsce z pogaduszkami, muszę wiedzieć jaki wizerunek przedstawiać, bo do tej pory plotłem same głupoty. Chcę wiedzieć czy mamy jak Francuzi prawdziwy gotyk czy raczej nieudolną podróbkę. Czy mam mówić, że pierniki są dobre pomimo tego, że takie nie są? Jak tłumaczyć, do czego służy Motoarena i co to jest żużel? A Toruń jest miastem sportu czy ptaków, porusza czy też kręci? No, ktoś musi nad tym zapanować. Musi mi powiedzieć, kto jest najlepszym gospodarzem miasta i ile mu zawdzięczamy. Do wyborów już niewiele czasu zostało.

poniedziałek, 6 maja 2013

Wyprawa na Marsa




Zastanawiam się ostatnio czy przypadkiem nie warto na stare lata zostać świrem. Wprawdzie wiele osób od dawna za takiego mnie uważa, ale to jednak nie to samo, co mieć naukowe potwierdzenie międzynarodowych konsyliów. Rozwiałoby to moje i co niektórych przyjaciół wątpliwości. Taka okazja właśnie się nadarzyła za sprawą holenderskiej firmy Mars One. Ci poddani świeżutko co koronowanego króla Wilhelma Aleksandra chyba przydymili za dużo roślinek zawarających THC i w tym to konopnym uniesieniu postanowili wysłać 24 ochotników na Marsa. Dopóki jeszcze odczuwali błogi stan umysłu, wymyślili jak ich tam wysłać, jak im zapewnić warunki przetrwania i co najważniejsze, jak na tym zarobić. Najprościej zrobić z tego telewizyjne reality show. Tyle świrów w zamkniętej przestrzeni, prawo ziemskie nie obowiązuje, można gwałcić, zabijać i robić dziurki w skafandrach innych świrów. Policji nie ma, sądów nie ma, a na więzienie sami się skazali. Ba, nawet chyba podatków nie będą płacić, bo im żadnego honorarium nie zapłacą. Nie ma jeszcze marsjańskiej waluty ani filii banków na innej planecie. Za to na Ziemi kilka fortun z tego przedsięwzięcia zapewne się zrodzi. Na odzew holenderskich jointowców odpowiedziało ponad 20 tysięcy osób z ponad 100 krajów, co wywołało ogromne poruszenie wśród ziemskich znawców ludzkiej osobowości. Chyba wszyscy psychiatrzy, psychologowie i terapeuci poznawczo- behawioralni jednogłośnie uznali ich za świrów. Jedynie najpiękniejsza polska psycholożka Maria Rotkiel jeszcze się nie wypowiedziała, gdyż ma za dużo ziemskich problemów do rozwiązania /ostatnio zajmowała się głaskaniem psów. Należy często miziać psy, bo wtedy i nam i im jest dobrze, to leczy duszę. Ciekawe, co by było gdybym uparł się przy głaskaniu żółwia?/
Niestety zanim zamysł kolonizacji czerwonej planety doprowadzono do finału, skończyło się działanie marychy i przez to nie wymyślili jak ich przywieźć nazad. Zostaną tam na wieki i żaden ziemski zakład pogrzebowy im w tym nie pomoże. Nawet „SOTOR”. Ten istotny szczegół, jakim jest brak możliwości powrotu, zdiagnozował pojęcie świra na Ziemi. Nie wracasz, toś psychol i już. Może się zgłosić samemu i zabrać jeszcze ze sobą kilku z naszego miasta. Zabrałbym kogoś, aby zamienił czerwień planety na turkus, kogoś, kto poustawiałby kilka pomniczków i jeszcze kogoś, aby most wybudował i ogłosił się królem. Jakże Toruń by wtedy odetchnął. Tylko jak tam wytrzymać bez porad codziennych najpiękniejszej pani psycholożki?