sobota, 30 kwietnia 2011

Ślub

W Anglii mieli swój ślub Wiliama i Kate a my w Toruniu mieliśmy Wojtka i Matyldy. Nie było tak dużo ważnych gości jak w Londynie,ale za to przyszła koza.


Małżonkowie ucieszyli się bardzo.






Rodzinka już się powiększyła.





A ja zbieram podpisy pod petycją nawet pod kościołem

piątek, 29 kwietnia 2011

"Palą głupa?"

Podpisów pod petycją o powołanie Regionalnego Funduszu Filmowego przybywa. Niestety przybywa też wątpliwości, głownie w głowach urzędników marszałkowskich. Poznałem je dzięki śledztwom przeprowadzonym przez Gazetę Pomorską i Gazetę Wyborczą. Trudno mi uwierzyć
w niekompetencje tych panów, raczej skłonny jestem pomyśleć, że klasycznie „palą głupa”. Przyczyna ich niechęci leży prawdopodobnie w konflikcie, jaki Urząd Marszałkowski rozpętał z władzami miast. Jakieś personalno-polityczne wojenki zasłoniły im oczęta.
Dwa największe miasta regionu są za powołaniem funduszu, a samorządowa władza województwa nie chce brać udziału w czymś, co się dzieje na ich terenie. Wypinają się na własnych mieszkańców. Nie chcą być „spinaczem”.To, kto ma nim być? - sołtys z Kamionek albo przewodniczący Parlamentu Europejskiego? Na co komu województwo, które jest przeciwne swoim głównym ośrodkom, przeciwko swojej stolicy.
A pytanie o to czy to inicjatywa promocyjna czy artystyczna, jest już całkowicie niezrozumiałe. Przecież to jest nierozłączne. Czy film Woody Alena „Vicki Krystyna Barcelona” jest filmem artystycznym czy promocyjnym?  No chyba, że za promocję uważa się tylko filmy kręcone z paralotni nad dachami Starego Miasta i pokazywane na targach turystycznych. To jest jednak spore zawężenie tematu. Film fabularny ma jednak rzadko odniesienie do konkretnego miejsca. Bywają produkcje pokazujące jedno miasto, jak „Czarny czwartek”, ale jak to by miało wyglądać w melodramacie?
 Ona- Kochasz mnie?
On – Kocham Cię jak nikt inny w województwie kujawsko-pomorskim.
Ona – A za co mnie kochasz najbardziej w tym pięknym grodzie Kopernika?
On – Za to, że jak nikt inny w województwie kujawsko-pomorskim potrafisz wdrapywać się na wieżę gotyckiego Ratusza.
To chyba nie o taką promocję chodzi. 


poniedziałek, 25 kwietnia 2011

No i po świętach.

Miałem zamiar w poświątecznym tekście pofilozofować właśnie na temat Świąt Wielkanocnych. Czekając jednak aż otworzy się komputer, nieplanowanie przeżyłem dziwną minutę swojego życia. Zza okna doleciał do mnie dźwięk akordeonu. Ktoś gra pieśni patriotyczne takie, które dodawały otuchy żołnierzom wojny z bolszewikami, Niemcami i innymi naszymi odwiecznymi wrogami. Wychodzę na balkon, patrzę a tam na dole stoi Rom. Po dawnemu Cygan. Ale Cyganie kradli konie, a ten stoi i gra „Przybyli Ułani pod okienko”, no to pewnie Rom. Chce zarobić i czeka pod oknami na wielkoduszność Polaków. Tylko stoi na cmentarzu żydowskim. Rom gra polskie pieśni patriotyczne stojąc na cmentarzu żydowskim w Święta Wielkanocne, a z TV nasłuchuję, że policja będzie karać mandatami tych, którzy kultywują narodowy zwyczaj śmigusa. No to i się trochę pogubiłem. Jak obleję kogoś wodą to stracę 5 stów na mandat, dam się oblać wodą, to czeka mnie przeziębienie, słuchając pieśni wypadałoby rzucić 5 zeta.
 Wygląda na to, że tylko akordeonista będzie miał dobry dzień i może jeszcze Matylda i Wojtek, bo biorą dzisiaj ślub. Siwy facet  i ruda baba. Piękny obraz na ślubnym kobiercu. Podfilipska zmieni pewnie nazwisko na Szabelska i będę musiał korygować napisy końcowe dwóch moich filmów, w których zagrała. W jednym leży cały czas w łóżku, a w drugim gwałtownie się postarzała. Aktorstwo to ciekawy zawód.

kadr z filmu "Ostatni telefon"

piątek, 22 kwietnia 2011

Wspomnienie




Podczas przedświątecznego odgruzowywania mieszkania z efektów ubocznych zimy odnalazłem kawałek własnego życia. To ci siurpryza. Łezka w oku się pojawiła i przywołała smutek na mym licu. To już dwadzieścia lat od pierwszej imprezy, jaką zorganizowałem. Znalazłem artykulik o niej w nieistniejącej już gazecie Glob 24. Czasy to były siermiężne. Ta gazeta kosztowała 1500 zł to ja tę imprezę musiałem zrobić za grube miliony. Jak koncert Roda Stewarta.
Tak naprawdę to było moje wojsko tzn. zastępcza służba wojskowa. Odbyłem ją prowadząc klub- galerię w Ośrodku Kultury Ochoty w Warszawie.
Na zdjęciu w górnym lewym rogu – trochę młodszy - ja. Poniżej w czerwonym kostiumie – Grażyna Wolszczak, wtedy początkująca aktorka. Obok Hanna Banaszak, a poniżej, ta z lewej Marta Gessler. Dzisiaj prowadzi Qchnię Artystyczną  w Zamku Ujazdowskim i pisuje do Wysokich Obcasów. Trzecia od prawej to Małgosia Niemen.
Na wspomnienia świąteczne mnie się zebrało, brrrrr

czwartek, 21 kwietnia 2011

Partycypator

Pojawiło się w naszym języku nowe pojęcie - Partycypator. Miałem duże trudności w wyjaśnieniu tego pojęcia. Pan Word konsekwentnie podkreśla to słowo na czerwono, ale gdyby nie był tylko programem komputerowym a bardziej myślącym tworem, to podkreślałby je na zielono lub nawet brał je w zieloną ramkę w kwiatki. To słowo wprowadził do słownika pojęć coraz częściej używanych toruński ekolog zielono-czerwony Piotr Wielgus z Pracowni Zrównoważonego Rozwoju. Pochodzi od słowa „partycypacja” - (łac. participatio) branie w czymś udziału; uczestnictwo, udział. Wprawdzie poprawniej byłoby  partycypant, ale to już istnieje i niekoniecznie o to chodzi. Jest jeszcze Partycypator – superbohater warszawski. W stolicy to jest osoba i to na dodatek „super”. Jakby tam mogło coś nie być – super, naj , jedyne itp. W Toruniu to pojęcie nie jest jednak personifikacją, tylko oznacza program konsultacji społecznych i to przeprowadzanych przed a nie po.
Przed opracowaniem programu zagospodarowania lasku na Rubinkowie rozmawiano z mieszkańcami tej dzielnicy. Ich pomysły i życzenia w dużym stopniu wpłynęły na plany zagospodarowania tego terenu. Podobnie dzieje się teraz z parkiem na Bydgoskim Przedmieściu. Prawie rok trwały te konsultacje, przeprowadzono ankiety, debatowano na spotkaniach i nawet chodzili z buta po parku z notatnikami w ręku. Została później wyłoniona grupa ludzi i urzędników, która to przemieliła we własnym gronie, a następnie zrobiła coś co jest niewykonalne np. w środowisku kultury: „doszła do wniosku”. Powstał konkretny dokument uwzględniający wolę ludu. Urzędnicy potrafili słuchać, a mieszkańcy odkryli w przedstawicielach władzy cechy ludzkie. Po ponad dwudziestu latach demokracji odkrycie zależności między obywatelami a władzą stało się faktem.
 Wygląda na to, że nasz Pan Prezydent zachorował na Demokrację. Coraz więcej symptomów tej choroby ostatnio u niego zauważam. I już tylko jeden urzędnik, ulubieniec toruńskich artystów pozostał niezarażony. To może to tak zostawmy. Relikt przeszłości. Konserwator zabytków wpisze go na listę obiektów chronionych. Będą przyjeżdżały wycieczki z całej Europy oglądać ostatniego niedemokratycznego przedstawiciela władzy – Pana Menadżera. Będzie im opowiadał, jak decyduje, kto może siadać na miejskich ławkach, jak storpedować inicjatywę zbierania kluczy na makietę itp.
Wracając jednak do parku. Nie znam konkretnych pomysłów mieszkańców, jakie zostaną wykorzystane przy zagospodarowywaniu tego terenu, ale wiem jedno: to ludzie korzystający z niego wiedzą najlepiej, co trzeba zrobić. Nie konsultowano zagospodarowania terenu po byłym cmentarzu żydowskim, a projektant prawdopodobnie nawet nie odwiedził tego miejsca. I wyszło to, co wyszło. Wyrzucono kupę kasy w błoto. Wytyczono nowe alejki nieuwzględniające ludzkich przyzwyczajeń. Nikt po nich nie chodzi. A stare szlaki zostały na nowo wydeptane. Zasadzono wielkie ilości krzewów. Połowa w miejscach gdzie było wiadomo, że nie przetrwają. I nie przetrwały. A okoliczni mieszkańcy nadal tam wyprowadzają swoje aryjskie psy, które wypróżniają się na ludzkie szczątki. Na szczęście nie ma już żydowskich psów, które mogłyby robić to samo na usytuowanym tuż obok katolickim cmentarzu.



wtorek, 19 kwietnia 2011

Ponawiam temat.

Z tym pomnikiem to ja całkiem poważnie. Cała Polska jak długa i szeroka kocha monumenty. I ja też. Stawiać pomniki powinniśmy wszystkim, którzy tylko chcą. A dylemat  „komu się należy”, nie ma zupełnie uzasadnienia w dzisiejszej Polsce. Mamy już pomniki ku czci zwierząt rzeźnych we Wrocławiu, chrząszcza w Szczebrzeszynie i pyry w Poznaniu. Każdy ma prawo do pomnika, na tym polega demokracja.


 Rys.Paweł Jaworski

W Toruniu łatwo jest określić, jaki pomnik może być zaakceptowany – figuratywny tylko i wyłącznie. Oczywiście mieszczący się w standardach XVIII wiecznych, gdyż Rzeźby Botero już by nie przeszły.



Wiadomo, nic nie może zaburzyć snu konserwatora zabytków i naszego ukochanego menadżera od koncesji na zajmowanie ławek.
 Materiał na pomnik już dzieciaki dawno zebrały przy okazji zapomnianej akcji zbierania kluczy na makietę dla niewidomych. Z wielkim entuzjazmem biegali po piwnicach dziadków i wujków z kurzu wyciągając zardzewiałe klucze. Zebrali 2, 5 tony. Teraz organizatorzy akcji zbierają papierki z podpisami kompetentnych osób, a menadżer podpisze się jako ostatni, na papierku dopełniającym wagę urzędniczej korespondencji do 2, 5 tony. To ci gość. Ale co tam, przecież dzieciaki nie mają praw wyborczych, to można je robić w trąbę.
Na makietę pójdzie najwyżej tona, zostanie odpowiednia ilość na pomnik ok. 1,5 tysiąca kilogramów. Wystarczy na wielkiego Prezydenta. Większego od Piłsudskiego. I tu zaczynają się schody: gdzie ten monument postawić. Obok Marszałka jest miejsce i na kilka pomników,


ale… no właśnie, gdyby to był Roman Dmowski, to jakoś to historycznie dałoby się pogodzić, ale przy socjaliście się nie da. To może przy Papieżu



- chyba nie ten format. No to nie wiem gdzie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy to obok psa Filutka. 




Byłoby im raźniej razem, tylko nieuświadomieni turyści mogliby Pana Prezydenta głaskać np. po nosie, na szczęście. A to nie wypada. Chociaż w Kaplicy Sykstyńskiej rzesze turystów głaszczą św. Piotra po stopie – na szczęście i nikomu to nie przeszkadza. Bo pierwszy zwierzchnik Kościoła nie był chyba jednak prawdziwym Polakiem.