Niedawno udzieliłem najdziwniejszego wywiadu, jaki można
sobie wyobrazić. Przez telefon od Pani redaktor dostałem instrukcje o czym mam
gadać, jak siedzieć i gdzie patrzeć. Poprosiłem operatora i dźwiękowca, aby to
nagrali i tak zwaną „setkę” wysłali po łączach. Usiadłem więc przed kamerą i
zacząłem paplać trzy po trzy. Bo jak tu mądre rzeczy opowiadać, gdy w miejscu
gdzie powinna być urocza twarz Pani redaktor była wielka, rozpłaszczona łapa
operatora. To łapsko miało zastąpić Panią Redaktor i zadać mi pytanie: „Skąd
ten pomysł?”, lub jakieś inne poważniejsze, może jednak poważniejsze, bo
chodziło o robienie filmów niezależnych w warunkach polskiej samorządności. O tym,
że w zasadzie jedziemy w tym samym kierunku, tylko innymi drogami. Oni
autostradami, a my polnymi drogami, za to oni traktorami, a my Maluchami po tuningu.
To i tak szybciej, wygodniej. Jaki to jednak będzie film? Nie dokument – to
pewne, może paradokument lub dokument fabularyzowany lub dokument z domieszką
faktów historycznych. Jakby nie spojrzeć, to każdej definicji się wymyka. Jedno
jest tylko pewne: będzie to film obywatelski. Chociaż takiej formy w
nomenklaturze filmowej się nie znajdzie. A, że ja żadnym filmowcem nie jestem
to i takie nazewnictwo sobie odpuszczam. A forma „film obywatelski” bardzo mi
się podoba, to ją sobie przywłaszczam właśnie w tym momencie, w którym już bliżej,
niż dalej końca filmu. Osiągi mamy iście mistrzowskie. Ponad 100 osób już pojawiło
się w filmie, 30 przeróżnych instytucji, organizacji i firm nam pomogło. Jeden
kot był w filmie, co przy moim kotowstręcie jest poświęceniem (polubiłem do tej
pory tylko półtora kota), martwy królik i trochę warzyw. Nie omieszkam dać dość
znaczącą rolę moim pomidorkom jak tylko pojawią się na świecie. Będą też konie,
może gęsi i koza Mati od Matyldy (o ile jej nie zjedli). I jak dobrze
pokombinuję, to też może i jeden urzędnik pokaże swą twarz. Który? A to już
reżyserska tajemnica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz