Wybrałem się do popkornowego kina na „Niepokonanych” Petera Weira. Nie cierpię tych korporacyjnych kin. W barku same korporacyjne słodycze. Jedyny produkt polski, jaki tam był to pryszczaty młodzian, który nalewa kawę. Taka teraz moda panuje, że trzeba coś zagryzać podczas seansu. Jedyne zjadliwe paskudztwo, jakie tam znalazłem to rodzynki w czekoladzie. Oczywiście też nie takie prawdziwe, tylko podróba. Za to najdroższe, jakie jadłem w życiu. Na sali niewielu ludzi, ale gęby takie jakieś mądrzejsze i poza jedną parą nikt nie żarł popcornu i mocno nie śmierdziało. Film
z gatunku tych ambitniejszych to i widzowie bardziej wyedukowani. To historia ucieczki syberyjskich więźniów do Indii. Scenariusz oparty na książce Sławomira Rawicza p: „Długi marsz”. Ta opowieść wzbudziła dużo kontrowersji, gdyż prawdopodobnie była zwykłą intelektualną kradzieżą. Autor przywłaszczył sobie historię innego więźnia gułagu Witolda Glińskiego. Jakby nie było, takich historii jest zapewne wiele. Sam miałem dziadka – Ludwika Gładycha, który 20 lat wcześniej zwiał znad Bajkału, tyle tylko , że inną drogą. Gdyby mu się nie udało, nie pisałbym tego bloga, gdyż by mnie nie było na świecie. Bohaterowie filmu poszli inną drogą.6 tys kilometrów z buta, czy raczej z czegoś, co miało przypominać buty. Szli i szli. I jak to sfilmować. Dla ekranu to nuda. Idą, zmienia się sceneria
w tle a oni ciągle idą. Przeszli Syberię, Mongolię. Jak doszli do Muru chińskiego to już mnie tyłek bolał. A tu nagle miłe zaskoczenie. Przeszli przez dziurę w Murze i znaleźli się w Tybecie. Potem krótka pogawędka z tybetańskim mnichem i myk przez Himalaje do Indii. Chińczycy powinni złożyć protest. Jak można tak pominąć ten piękny kraj. No chyba, że wycięto kilka tysięcy kilometrów w trosce o mój obolały tyłek. Głowa też mnie rozbolała przez głównego bohatera – Polaka. Tak nieskazitelnej, świetlanej postaci to jeszcze w życiu nie spotkałem. Ach, gdyby chociaż 460 takich Polaków znaleźć. W parlamencie ich posadzić i mielibyśmy krainę szczęśliwości, moralny eden. A że Stalin ich wymordował, to mamy jak mamy. Obraz takiego heroicznego Polaka poszedł jednak w świat i to za jedyne 1,6 mln. złotych jakie PISF dołożył do filmu. Chyba się opłacało.
Idąc na ten film ciekawiło mnie jeszcze czy uda mi się znaleźć tam Radka Smużnego naszego toruńskiego aktora. Niestety albo go wycięli (co przytrafia się polskim aktorom prawie zawsze, nawet Szycowi, Karolakowi itd.) albo go tak ucharakteryzowali, że go nie poznałem. Kawał dobrej roboty Radek jednak tam wykonał. Uczył ich mówić po polsku. I gadali w naszym języku lepiej niż Joanna Krupa ( 32 lata, 170 cm. 81-64-85.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz