sobota, 26 marca 2011

"Z kobietami"





Fot.Z.Filipiak

Wybrałem się na wernisaż: „Z kobietami” Zbyszka Filipiaka do Kontrapunktu.  Nie lubię chodzić na takie imprezy, bo są nudne i zawsze podają wino i słone paluszki. Gdy byłem młodszy to były moje kolacje. Oj, najadłem się tych paluszków w życiu. Na otwarciu wystawy jednak paluszków nie było, wina także. Sam musiałem sobie piwo kupować  i dobrze, gdyż za winem nie przepadam. Taki cham jestem z ludu. Zdjęcia sobie pooglądałem. Porównałem z żywymi modelkami, bo chyba wszystkie się zjawiły, nawet te, których nie było na zdjęciach. Pogadałem z  dwoma czteroletnimi dziewczynami o życiu i przedszkolnych problemach.  Wykazałem się przy tym wielką odwagą. Bo w dzisiejszych czasach można być łatwo oskarżonym w takiej sytuacji o skłonności pedofilskie.
Zdjęcia to głównie akty. Trudna sprawa. Niedawno zmarły prof. Nowosielski porównywał malowanie kobiecego ciała do krajobrazu pustyni. Trochę światłocienia i same linie. Nie ma na czym skupić uwagi. Jednak, że kobiece ciało bardziej przyciąga wzrok niż morze piachu, to więcej wystawia się aktów w galeriach niż pejzaży z Sahary. Faceci przy zachowaniu pełnego szacunku dla sztuki i tak patrzą na cycki a kobiety oceniają wiek i fryzurę. Szczególnie mocno wychodzi to po paru głębszych, kiedy  intelekt siada a instynkty wychodzą na plan pierwszy. Nagle rozmowy stają się zwierzęco określone. Akt może być sztuką tylko na trzeźwo. I pewnie dlatego nie wpuszczają pijanych do Prado czy Luwru.
Mnie się jednak najbardziej spodobało zdjęcie, na którym nie są widoczne gruczoły mleczne. Intrygujące i pięknie zburzona kompozycja. Niestety udało mi się ukraść tylko takie malutkie zdjęcie. Ale zapraszam do galerii, tam wisi oryginał.
Jedna rzecz mnie tylko zastanawia skąd się bierze obecnie ta moda na zdjęcia a la lata 60-te. Edward Hartwig chyba jednak jeszcze żyje. Oczywiście nie ma w tym nic złego, to był wielki mistrz i inspiruje do dzisiaj. Tylko to nie jest niestety tak, że jak ktoś stosuje stare techniki to automatycznie staje się artystą. Bo tak rozumując można by dojść do wniosku, że najlepiej robić dagerotypy. A to przecież archeologia fotograficzna.
Wystawę jednak polecam, bo to kawał dobrej roboty.

 Fot. E.Hartwig


A dla mnie wernisaż skończył się tak.




1 komentarz:

  1. No cóż byłam, widziałam... Epatowanie nagością kobiet to stary i dość łatwy temat dla fotografa. Wchodząc pomyślałam "może coś mnie jednak zachwyci". Dreszczyk emocji towarzyszył moim myślom. Widok nie przypominał wystawy. Miałam wrażenie, że artysta nie chciał pokazać swoich prac. Nieco zszarzałe ściany (chyba tak miały wyglądać) zdobiły zdjęcia ukryte w przewalających się na kanapach ciałach. Zgiełk zaburzył to, co powinno być w centrum. Szkoda... Sztuką jest zrobić dobre zdjęcia, ale sztuką jest też je wyeksponować, stworzyć im klimat, magię, która przyciągnie takiego przechodnia jak ja. Widz powinien podziwiać dzieło, a nie modela za pomocą którego stworzono to dzieło. Wyszłam rozczarowana i smutna - jak można komuś tak zmarnować czas:(( I nie czepiałabym się tutaj paluszków i wina:))

    OdpowiedzUsuń